Jako prawdziwy pszczelarz nie omieszkam zacząć od narzekania: pogoda nas nie rozpieszcza, oj nie rozpieszcza. I warunki przyrodnicze też nie za bardzo, oj nie za bardzo...
Po obfitym majowym finiszu nastąpiła pyszna pierwsza połowa czerwca, a zaraz dalej (BUMS!) fala upałów iście afrykańskich. Lipa zakwitła z ponad dwutygodniowym wyprzedzeniem (ale w zasadzie zgodnie z kalendarzem fenologicznym, jeżeli widełki poszerzyć o tydzień do dwóch). Kwitła i przekwitła podręcznikowo, czyli nie dłużej niż dwa tygodnie. Końcówka czerwca to już bida z nyndzą, pszczoły prawie przestały latać. Widocznie liczne w tym okresie chwasty zaprzestały nektarowania. A pewnego dnia, tuż przed lipcem, chciałem zajrzeć do jednego ze swoich faworytów, nieco zbyt złośliwej (khem, khem, znaczy się: obronnej) rodzinki P18F1 i ze zdumieniem skonstatowałem wianuszek martwych trutni okalający paletę, na której stał jej ul. O ile sąsiednie buchwasty (już drugie i trzecie pokolenie po oryginalnie zakupionych ef-jedynkach od powielacza pszczół z gniewnej Północy) zadowoliły się w zasadzie wypędzeniem tłuściochów (zawisły gronem pod wylotkami), to pszczółki nieco "dziksze" urządziły im regularną rzeź, jak z podręcznika.
Czyli pszczoły przystąpiły do kończenia sezonu ponad miesiąc przed zwykłym terminem (mnie pouczano w szkółce, że pora na rzeź trutni to najwcześniej połowa sierpnia).
A do tego nagle pochłodniało. Winę za ten fakt pono ponosi wyż arktyczny, który jednocześnie sprawił taką anomalię, że w okolicach Tas-Jurach w Jakucji, ponad 1000 kilometrów na północ od Irkucka (szerokość geograficzna odpowiada miejscowości Tampere w Finlandii, w pobliżu której Juhani Lunden hoduje swoje VRki czyli pszczoły odporne na warrozę), jest cieplej niż u nas, co ja gadam, cieplej niż w Niemczech, a nawet we Francji! W stolicy Jakucji, urokliwym mieście o nazwie Jakuck, również gorąco jak w piecu... Naprawdę, martwię się o renifery...
Tak czy owak, skoro pszczoły kończą sezon, ja mogę się pokusić o pierwszą próbę jego podsumowania.
Pierwsze rozliczenie z planów
Nie postawiłem sobie ambitnych zadań na ten rok. Trochę mnie podłamała wysoka śmiertelność pasieki w zimie i na przedwiośniu, więc postanowiłem zrobić krok wstecz i w ten sposób tak jakby zadreptać w miejscu:
- odbudować pulę liczebną pszczół do przynajmniej (ale też nie dużo więcej) tego samego stanu, co szedł do zimy rok temu - czyli około 60 pni,
- uchronić swoje linie mieszańców, które już kolejny rok bytują u mnie,
- pozyskać jakąś ilość miodu, żeby najlepsza z żon nie sarkała, a dzieci dalej szanowały ojca (bez względu na warunki przyrodnicze sezonu),
- zrealizować parę pomniejszych eksperymentów samonauczania, czyli wywieźć na sady i na rzepak,
- kontynuować przesypywanie na węzę 4,9mm, aby dowiedzieć się, czy nie wynika z tego więcej bałaganu niż korzyści.
Odbudowa liczebności pasieki
Dwiema seriami udało mi się wyhodować dość mateczników, aby poważnie zbliżyć się do planowanej liczby 60 pni. Kolejne serie w przygotowaniu, może coś jeszcze wyszarpnę, szczególnie, że sezon się przedwcześnie kończy, do nawłoci kupa czasu. Pora wybrać producentów miodu nawłociowego, a resztę można prawie dowolnie osłabiać, byle nie bez sensu. Zatem jeszcze dorobię maluchów, ile się da. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Trochę mnie leń ogarnia, żeby ubierać te wszystkie pszczelarskie akcesoria i utensylia, żeby potem tylko na kwadrans zaglądać do uli, ale nie ma rady, trzeba się zebrać w kupę.
Bioroz genetyczny w pasiece
W dziale hodowlanym pasieki poniosłem w tym roku porażkę. Produkcję mateczników zacząłem zaraz z początkiem czerwca, bo po zimnym początku maja chciałem, aby mi się rodzinki co nieco rozbuchały. Pierwsze dwie serie wychowu matek zrobiłem na ilość, a nie na jakość: oparłem się o materiał z pochodnych z buchwasta. Szykując trzecią serię zajrzałem do ula wytypowanej P18F1 i ze zdumieniem skonstatowałem tam kilkadziesiąt jaj, potem długo nic i wreszcie czerw otwarty, ale taki dobrze już kilkudniowy. To wszystko dość słabo podlane. Nie wiem, co sądzić o takim widoku (przypuszczam, że pszczoły wstrzymały czerwienie i pożerają młodszy czerw odzyskując zainwestowane białko), ale tak czy owak nie było larw do pobierania. Musiałem odpuścić. Pozostaje zrobić łokełeja i zaryzykować ewentualnie poprawiając potem wynik majtaniem ramkami. Koniecznie jednak muszę coś z tym zrobić, bo inaczej do zimy pójdą dosłownie pojedyncze sztuki cenniejszego materiału, który charakteryzuje się, jak widać na załączonym obrazku, nieco gorszą współpracą z pszczelarzem na polu sztucznego wychowu matek.
Wyniki na froncie kampanii miodowniczej
Tutaj na razie też nie jest wesoło. Wygląda na to, że taka obfitość nektaru, jaka wystąpiła rok temu, wydarza się raz na parę lat co najwyżej. Dopiero z okazji lipy zobaczyłem u dosłownie kilku rodzin zapełnione nadstawki. I co ciekawe dla mnie (choć nie przykładałem się wcale do obserwacji), bardzo różnie się to układało. Wyniki miodowe zebrały rodzinki z dziczków-mieszańców, ale i na matkach z hodowli Polbarta. Z tym, że nie mogę uczciwie wskazać, że te hodowlane mają na tym polu jakąś przewagę. W obu grupach mam rodziny, które coś z siebie dały i takie, z których nie mam w tym roku pożytku.
A muszę tu zaznaczyć, że chciałem tym razem sprawdzić, jak zadziała metoda Liebiga w moich warunkach - czyli rodzina produkcyjna ma zajmować dwa korpusy, a nad kratą stać trzeci, do bezwzględnego zapełnienia miodem. Otóż wyszło bardzo różnie, a konkretnie to prawie wcale. Wyniki w postaci napełnionych nadstawek mają raczej rodziny, które dostały o korpus mniej przestrzeni. W zasadzie tylko dziczka P18F1 zachowała się nie tylko zgodnie z podręcznikiem, ale nawet lepiej: zalała też mniej więcej w połowie drugi korpus (liczymy jak zwykle od dołu).
W tenże sposób dokonaliśmy nieco opóźnionego miodobrania polipowego (od "po lipie", a nie od polipów) i uzyskaliśmy około 60kg gęstego jak żywica miodu mieszanego. Aromatycznego jak perfumy (to się długo nie utrzyma), o barwie ciemnego bursztynu. Jak zwykł powiadać mój dawny kolega z Mongolii: nie kariera, ale i nie wpadka.
Podsumowanie tego działu musi jednak jeszcze poczekać: do nawłoci kawał czasu, a ona może jeszcze pokazać, co potrafi.
Rzepak
Udało się znaleźć fajne miejsce na postawienie uli. Udało się je tam postawić. Ale nic z tego nie wyszło. Pisałem już o tym co nieco we wcześniejszych wpisach. Dość tutaj zaznaczyć, że dopóki nie obudzi się we mnie silna faza na wożenie pszczół gdzieś tam, hen, na polskie rzepakowiska z prawdziwego zdarzenia (od około 200 kilometrów od Warszawy tysiące hektarów, na które mało by było wszystkich polskich pszczół), nie ma powodu się tym jakoś specjalnie podniecać. Następny rzepak w mojej okolicy pewnie za trzy lata. Lepiej będzie, jeżeli znajdę moim pszczołom jakieś inne zajęcie.
Zapylanie sadów
Z powodu rzepaku na sady pojechały te nieco słabsze rodzinki (zważywszy, że prawie całe towarzystwo wyszło z zimy w niezachwycającej kondycji). Jakie skutki, jeżeli w ogóle, obserwują sadownicy, na to przyjdzie mi jeszcze chwilę poczekać. Na pasiece mogę tylko stwierdzić, że rodzinki te rozwinęły się nie gorzej, a czasami nawet lepiej od tych, które stanęły na rzepaku. Rewelacji nie ma, ale nie widać też żadnych katastrof. Co mnie cieszy. Bo sady to jednak dobre źródło pyłku na starcie sezonu. Sadownicy świadomi są ryzyk, na jakie wystawiają się pszczoły na ich areałach (weźmy kolejny środek chemiczny o nazwie niczym rozkaz rozstrzelania: Dursban) i poważnie starają się uwzględnić obecność owadów w krytycznych momentach. To mnie też cieszy.
Przesypywanie na węzę
Oż kurczę bladę... Zapomniałem. W końcu, po dyskusji z Dyrektorem do spraw Marketingu ustaliliśmy, że w tym roku węzę zużyjemy do uzupełnienia ramek w korpusach odkładów, które i tak muszą sobie pobudować siedziby na zimę, niech zatem się przyłożą.
Jak wróci ciepło, muszę też odkurzyć topiarkę słoneczną. Na razie pozwoliła pozyskać zaledwie ze dwa kilogramy wosku, a zarobaczone ramki czekają w kolejce.
Wyliczenie
Ponieważ w tym sezonie, o niespodziewanie, ma się wydarzyć trochę wożenia, postanowiłem pod koniec kolejnych wpisów zamieszczać listę aktualizacyjną, co gdzie aktualnie stoi (lubo stanęło). W ten sposób mam płonną nadzieję utrzymać kontrolę nad moimi "liniami", gdyż w końcu chciałbym namnażać z tych najfajniejszych, które dość ładnie przetrwały zimę bez leczenia.
Legenda:
Jak zwykle, dla przypomnienia linie, które pozostały żywe:
Bcf = buchwast Bcr = buchwast druga seria Pw = przedwojenne - mieszańce w typie AMM z powiatu koneckiego Luz = AMM od Dawida Lutza (w tej chwili w eksperymentalnym ratowaniu) Elg = Elgon (Polbart) Shr = Sahariensis (Polbart) Szm = Szymonówka P18 = Łukaszowe primorskie Bor = pszczoły od Borówki Sur = córka surwiwalówki od Borówki Har = harpagan wiosenny i potomkowie F1 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, pierwsze pokolenie F2 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, drugie pokolenie (itd.) (BL) = rodzina nieleczona także rodzinki niegdyś z FortKnox (J) = rodzina Jarka (Ql) = Na razie bezmatek (czekamy na wygryzienie mateczników) QCB = rodzina wychowująca (pozbawiona matki, wyrastająca mateczniki) [ZD/WL/DD] = rodzina na ramce Zandera/Wielkopolskiej/Dadanta
DOM
Roy[WL] P18F1[ZD] PwF2[WL] Bcr[ZD] Roi[ZD] HarF2[DD] HarF2[DD] HarF2[DD] BcfF1[DD] SurF1[DD] BcfF1[ZD] BcrF1[ZD|RoiF1[ZD] BcrF1[ZD]|BcrF1[ZD]
Tu się nic specjalnego nie zmieniło. Czeka mnie wywózka nukleusów stojących po prawej całego toczka. Ale to jak się zbiere i wezne. Nie ma pośpiechu.
Na toczku przydomowym zgarnąłem miód z niespodziewanych źródeł: otóż były to rodzinki P18F1[ZD] (czempionka pod względem ilości) oraz Bcr[ZD] (raz użyta do celów wychowu mateczników, a jednak się sprawiła) i wreszcie BcfF1[ZD], która lagowała przez cały sezon. Nie dałem jej nawet kraty, bo niczego się po niej już nie spodziewałem. Posłużyła mi jako dawca ramek do odkładów. A mimo to przecież pół korpusu miodu od niej dostałem. Za to inne, w tym potomkinie niegdysiejszej czempionki Har (czyli Harpagan), z trudem zdołały zagospodarować podane im prawie w całości zabudowane 9 ramek dadanowskich. Wstyd. W związku z tym ograbiłem je z czerwiu na rzecz odkładów pod drugą serię mateczników, które już szczęśliwie się unasienniły i czerwią.
Stan = 15
ROB
Tu przybyło nieco odkładów z drugiej serii wychowu matek. Zatem aktualnie wygląda to tak:
BcfF2[WL] BcfF2[WL] BcfF1[ZD]|BcfF1[ZD] BcfF1[DD] BcfF1[DD] BcfF1[DD] Szm[WL] BcfF1[DD] HarF1[DD] Shr[ZD] Roh[DD] Szm[WL] SurF1[ZD] Elg[ZD] BorF1[ZD] P18(FK)[ZD] BcfF1[ZD] Rok[ZD/WL]
Na każdym toczku, gdzie stawiałem odkłady, wypadło mi jedno łączenie nieudanego unasienniania. Wyjaśnienia domaga się też fakt, skąd znika HarF2 lub HarF3, a pojawia się BcfF2 - otóż wynika to z pomyłki zapisu na daszkach. Odkłady oznakowane jako HarF3 w rzeczywistości pochodzą z larw pobranych z odkładu typu łokełej wykonanego w maju roku 2017. Rodzinka ta w zeszłym roku była moim miodowym czempionem, więc postanowiłem ilościowe mnożenie oprzeć właśnie na niej. Żeby było też w jakiś sposób jakościowe.
Stan = 19 (łącznie z unasiennionymi odkładami, które pilnie rosną)
LAS
Ron[DD] BcfF2[DD] BcfF1[DD]
Tu też nic się nie zmieniło. Udało się pobrać kilka ramek z miodem od Ron[DD], czego się spodziewałem. Nie spodziewałem się, że znajdę u niej tyle ramek z czerwiem. Ponieważ w związku z objawami końca sezonu w środku sezonu (tzn. pszczoły tak się zachowują, jakby zaraz miały nadejść ich wakacje) postanowiłem wszystkim rozbuchańcom zmniejszyć przestrzeń, aby się nieco ścieśniły i może jednak weszły do nadstawek, kiedy tylko pojawi się nowy pożytek, musiałem nadmiary ramek przekazać do stojących obok lagujących słabiaków. Może da im to do myślenia i na nawłoci przynajmniej się upasą na zimę.
Stan = 3
PIL
BcfF1(J)[DD]
Tu nic się jak dotąd nie zmieniło. Ale musiałbym odwiedzić ten toczek, aby stwierdzić, jak naprawdę się rzeczy mają. W końcu niewykluczone, że i tutaj jakaś rójka przyleciała, dlaczego nie? Ale na razie szkoda mi paliwa na te eskapady.
Stan = 0
DOB
HarF1[DD] HarF1[DD] BcfF2[DD] HarF1[DD]
Tu przybył jeden odkład na nowej matce. Ponieważ rodzina najbardziej z prawej wprost kipi od pszczoły, przy najbliższej okazji wzmocnię go rameczką lub dwiema, a ją nieco osłabię, za to dam jej puste ramki do napełnienia miodem. Zobaczymy, jak to się uda.
Poza tym Jarek zgromadził tu swoje pszczele zasoby. I tak na pasiece trochę się zagęściło. Trzeba będzie znaleźć się tam z piłą i maczetą, aby nieco prześwietlić sytuację i naszykować stanowiska pod nowe ule. Miejsce pożytkowo jest niezłe, jak na razie rok do roku pszczoły świetnie się tam bawią.
Jest to na razie jedyna pasieka, na której jako tako udaje mi się utrzymać dyscyplinę ramki. Mam nadzieję, że w przyszłym roku wreszcie tę kwestię uporządkuję.
Stan = 4
POD
BcfF2[ZD]|BcfF2[ZD] BcrF1[ZD] BcrF1[ZD] BcfF2[WL] BcfF2[WL] BcfF2[DD] SurF1[ZD] BcfF2[WL] BcfF2[ZD]|BcfF2[ZD] BcfF2[ZD] BcfF2[ZD]|BcfF2[ZD]
Tu też przybyło sporo nowych odkładów. I tak właśnie ma być. To miejsce wybrałem i płacę za nie żywym pieniądzem, gdyż ma dobry dojazd pod same ule i dużo miejsca na ich rozstawianie.
Stan = 14
ORZ (czyli nowy Orzeszyn, po co zmieniać mu oznakowanie?)
BcfF2[ZD]|BcfF2[ZD] BcfF2[ZD]|BcfF2[ZD]
Cieszy mnie uruchomienie nowego/starego pasieczyska. W tym roku oczywiście to tylko test. Jeżeli mi się uda, to jeszcze dostawię tu parę sztuk, wolne palety czekają. Pszczoły mają tu wykazać, jak okolica darzy pożytkami. Na razie. Ale jestem dobrej myśli. Na razie.
Stan = 4
Podsumowanie
DOM = 15; ROB = 19; LAS = 3; DOB = 4; POD = 14; ORZ = 4
Razem = 59
Jeszcze by się parę przydało...
Lekkie załamanie emocjonalne po osypaniu się 2/3 pasieki sprawiło, że nie uczestniczę w życiu pszczół tak intensywnie jak w roku zeszłym. W związku z tym mamy pewne zaległości, na przykład na polu produkcji dennic. Sporo materiału leży i czeka, aż się zbiorę w kupę i zacznę coś robić w stolarni. Ale leń dobrze mnie trzyma i nie puszcza.
Ostatnia seria mateczników już nakryta lokówkami, bo pogoda pod psem nie zachęca do robienia odkładów: takim profi to ja jeszcze nie jestem, żeby walczyć z pszczołami pod deszczem i wiatrem, jeżeli mogę to jakoś obejść.
Zbliża się połowa lipca, czyli tradycyjny głód pasieczny, który normalnie występował po lipie. Zatem czeka nas jeszcze wycieczka z dokarmianiem (jak wiadomo pszczoły karmi się na trzy sposoby: podkarmianie, dokarmianie i zakarmianie - i nie należy tego w żadnym wypadku mylić!), sporządzenie ostatniej serii odkładów, ze trzy łokełeje z rodzinek, których nie udało się pomnożyć metodą sztuczną, czyli przekładaniem larw, a potem to już wakacje.
A po wakacjach zapewne zrobię małe oszustwo w postaci wzmocnienia rodzin wytypowanych do produkcji miodu nawłociowego, a jeżeli wystarczy mi samozaparcia, to jeszcze wyrównam siłę odkładom. Od początku pszczelarzenia kombinuję, jak zamienić nawłoć w sukces. Niestety, każdego roku mam tylko jedno podejście.
Komentarze