Pogoda marcowa nie rozpieszcza, przynajmniej w mojej okolicy. W necie widać już liczne przechwałki, jak to pszczoły komu latają po to i owo, siadają na tym i (o zgrozo!) owym, ale generalnie jest git - rodziny ogromne, będzie się komu roić. U mnie na razie na pasiekach głównie nic się nie dzieje, bo za zimno. Duj wieje (czy też: wiał) przenikliwy i wilgotny, niesie reminiscencje uchodzącej zimy, do szpiku kość przenika... Ale odwiedził mnie kolega z Torunia, to co dwóch pszczelarzy mogłoby zrobić w wolnej chwili? Otóż objechać pasieki.
Zrobiliśmy to na chybcika i niedokładnie, boć jeszcze nie pora, skoro taki ziąb. Ale tak trochę, aby zaktualizować się po ponad miesiącu od ostatniej wizyty. Dość powiedzieć, że wyniki trochę zaskakują, a jednocześnie wcale nie dziwią. Zaskakują, bo dalej żyją te rodzinki, które na dobrą sprawę mogłyby już nie żyć. A nie dziwią, bo umarły te, które nie miały, moim skromnym zdaniem, wielkich szans. Czyli jak zwykle. Pszczelarz swoje, przyroda swoje.
Tak czy owak skreśliłem kolejne rodziny z rachunku. Ich liczba spadła poniżej 30, co mnie wcale nie cieszy.
Pierwsze plany na aeroplany
Bo choć w tym roku nie mam tak ambitnych planów jak w zeszłym (tak jakby mi para zeszła trochę, chyba aktualne straty zadziałały nieco podłamująco), to przecież jakieś jeszcze mam.
Bioroz genetyczny w pasiece
Między innymi chciałbym ochronić pulę pszczół, które w ostatnim dwuleciu udało mi się zebrać i częściowo już zmieszańcować. Czyli najlepiej, gdybym z każdej rodzinki zdołał uczynić choć jeden odkład. To po pierwsze. Po drugie, mam parę dobrych typków na pomnożenie w szerszym nieco zakresie. Czy to z powodu, że, jak rodzinka czy to z powodu, że w zeszłym roku ładnie się sprawiły, czy to dlatego choćby, że przecież np. zakupiłem sobie zarodową matkę AMM Kampinoską (oznaczoną w mojej puli akronimem Luz). Zgodnie z tym, co o swoich matkach zarodowych prawi Dawid Lutz, nie należy na nich polegać jako na pszczołach produkcyjnych - pobrać genetykę i tyle. Dać geny - to ich podstawowe zadanie. No i bardzo dobrze. Ale szkoda byłoby je stracić, skoro już je mam. Zatem wygląda na to, że kilka serii wychowu matek wypadałoby uczynić. Mam cichą nadzieję, że stosowne rodzinki wychowujące pojawią się w odpowiednim momencie.
linia | moje | Jarka |
---|---|---|
BcfF1 | 4 | |
BcfF1(J) | 6 | |
Bcr | 2 | |
BcrF1 | 2 | |
Bor | 1 | |
BorF1 | 3 | |
Elg | 1 | |
FuxF2 | 1 | |
Har | 1 | |
HarF1 | 5 | |
Luz | 1 | |
Mrc | 1 | |
P18 | 1 | |
P18F1 | 1 | |
P18F2 | 1 | |
PwF2 | 3 | |
Shr | 1 | |
SurF1 | 3 | |
Szm | 2 | |
SUMMY: | 34 | 6 |
No, coś tam z powyższej tabelki odpadło, ale jeszcze nie zrobiłem ponownej inwentaryzacji. Mamy na to pół kwietnia co najmniej. A w międzyczasie jeszcze coś odpadnie. Być może.
Porządki i przeprowadzki
Pasieczysko ORZ-Orzeszyn drugi już raz zaświadczyło, że nie świadczy stosownych świadczeń zdrowotnych dla moich pszczół. Zdaniem kolegi głównym problemem jest wilgoć, ale on je zobaczył w okresie bezlistnym, więc nie mógł załamać rąk nad zacienieniem (zaciemnieniem). Tymczasem już drugą zimę to miejsce zaoferowało mi słabą przeżywalność: tym razem z kilkunastu zimujących tu pni do połowy marca dokulał się zaledwie jeden, acz szkoda byłoby go stracić, bo to jest P18F2. Zatem zapadła decyzja, że się stąd zwijamy. Znalazłem już padchadziaszcze (czyli suficjentne) miejsce dość niedaleczko, na łączce u pewnego miłego pana. Zobaczymy, jak to wyjdzie.
Przeprowadzka poszła gładko, jak się pracuje we dwie osoby, to nawet przyjemnie jest się spocić. Albowiem z ORZ-Orzeszyna pozyskałem około setki plastrów, częściowo z pokarmem. A właściwie to głównie z pokarmem. Z ROB-Roberta przyjdzie druga setka, ale jeszcze nie teraz. Na razie przestawiliśmy palety na nowy toczek o oznaczeniu takim samym, bo czemu nie (raptem może kilometr w linii prostej na południe).
Trupia robota to nic przyjemnego. W końcu otwierasz wymarły ul i widzisz, jak przyroda bierze się za porządki po swojemu: pleśń pokrywa zapasy pierzgi, pszczoły poszarzały od tejże, na dennicy pokryły się białym puchem zarodni... Z takim zaangażowaniem wykonane ramki, korpusy, podkarmiaczki, wszystko to się lepi. I wcale nie koniecznie od miodu (czy też produktu miodopodobnego, który pszczoły wytwarzają z syropu cukrowego), a od organicznych resztek z rozgniecionych, zawilgłych truchełek martwych owadów. A wciąż na zicher polepione zimowym propolisem. Żeby znowu można się było dobrać wygodnie do ula, trzeba jeszcze czekać. Jak się rodzina rozwinie, to swoim ciepłem spoiny porozgrzewa i lepiszcze znowu zmięknie. Genialny materiał, nawiasem mówiąc.
Umarł (czy też raczej wymarł) Orzeszyn, niech żyje Orzeszyn!
Rzepak
Moja okolica to lasy, łąki, nieużytki oczekujące na dewelopera. Trochę sadów, uprawianych intensywnie, ale też i starych, a czasem i zdeczka zdziczałych. Tradycyjnego rzepakowego rumu pszczelarskiego brak, bo do żółtych kwiatków mamy pewnie ze 100 kilometrów. Ale co trzy lata na polu w pobliżu jednego z moich toczków wyrastają charakterystyczne liście krzyżówki kapuścianej. I właśnie w nadchodzącym sezonie mogę liczyć znowu na miód rzepakowy. Zatem z przeżyłych na innych pasieczyskach pni muszę sobie zaplanować jakąś sensowną migrację w pobliże tego pola, może jednak uda się załapać na parę słoików tego rzadkiego w mojej okolicy specjału?
Zapylanie sadów
Chociaż akurat w tym roku rzepak jak na złość się pojawił w okolicy, postanowiłem nie rezygnować z moich planów, które snułem już od jakiegoś czasu - dokonać eksperymentu i spróbować zapylania sadów. Około 30 kilometrów na południe od moich toczków znajduje się jedno z największych zagłębi sadowniczych w Ojczyźnie. Postanowiłem zobaczyć, czy dalej istnieje wysokie ryzyko zatrucia pszczół na ich terenie. Faktem jest, że dużo tam pasiek nie stoi. Zatem konkurencja niewielka, a zatem i wielkie zapasy pyłku w potencjale. Mogłaby z tego wyniknąć korzystna koincydencja - bo dobrze odpasione na pyłku rodziny świetnie się nadają do podziałów. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Przy okazji lektury dla podbudowy tego eksperymentu ze zdumieniem dowiedziałem się, że np. taka pszczoła samotnica jak murarka ogrodowa (Osmia rufa) oficjalnie potrafi zapylić, sama jedna, toż samotnica, około 10 razy więcej kwiatów niż odpowiadająca jej pojedyncza robotnica pszczoły miodnej (Apis mellifera). I robi to nie gorzej. Zatem oczekiwanie na owoce i opinie sadowników będzie tym bardziej ekscytujące.
Polowanie na lipę
Najlepsza z żon nagle wrzuciła mi do głowy pomysł, że może w tym roku (wyjątkowo, nie programowo) załadować przyczepkę ulami i podwieźć je do znajomego wielkiego parku, gdzie stoją dosłownie setki starych lip? Tak dla ćwiczenia, poznania, nauki, a może coś z tego jeszcze skapnie? Skoro i tak już mamy wozić, to czemu by i nie tam?
Przesypywanie na węzę
Oczywiście. W zeszłym roku odbyło się pierwsze podejście, w tym roku drugie. Plan minimum: te rodziny, które w zeszłym roku dostały nową węzę, w tym roku dostaną ją znów. Ale z Gniewoszowa przywiozłem tym razem znacznie więcej plastrów, więc w razie czego mogę przesypywać ho, ho, ho - znaczy, dużo rodzin. Zobaczymy. Wiosna na razie przynosi mi nastrój taki jakby brakowało mi rodzin do pracy. Ale za dwa, trzy miesiące mogę mieć poczucie nadmiaru pszczół i wtedy będę dopracowywał szczegóły.
Pomnażanie pasieki
Otóż to. Nie da się tego uniknąć, jeżeli nie chcę obudzić się pewnego dnia z pustymi ulami. Jeżeli są straty, trzeba rozmnażać, co przeżyło. I taki jest plan minimum. Tym razem nie mam już jakichś bombastycznych założeń: jeżeli każdą rodzinę podzielę na dwoje, to osiągnę prawie stan końcowy poprzedniego sezonu. Jeżeli uda się wykonać parę zabiegów pod koniec sezonu, w dużej mierze eksperymentalnych, to kto wie, może będzie tego więcej. Sprzętu do zapełnienia też przybywa, plastry po padłych rodzinach trzeba przesortować i przeznaczyć na rozwój, a co się nie nadaje - przetopić. Ale aby jak najmniej tego ostatniego.
Zapasowe matki
Od paru lat z prawdziwą ciekawością wpatruję się w filmiki starszych (stażem, nie koniecznie wiekiem) pszczelarzy, szczególnie z zimnego i wschodniego Wschodu, jak szykują sobie zapas matek do przezimowania. Bardzo bym chciał w tym roku naszykować sobie taką nie za dużą, nie za małą grupkę matek, co to ledwo się unasienniwszy, to pozostawione w ograniczonej kubaturze do zimy złożywszy, na następną wiosnę czekawszy. Gdyby to wypaliło, to ho, ho, ho! Może bym wykorzystał do tego celu ziemiankę, co stoi bezczynnie na sąsiedniej działce - jako stebnik dla takich maluchów. Zobaczymy.
Nadmiary polipowe (czyli po lipie)
Wciąż poszukuję racjonalnego rozwiązania dla okolicznej taśmy pożytkowej - jak ją wykorzystać? Innymi słowy: jak zamienić w sukces coś, co wielu postrzega jako problem? Zeszłoroczne eksperymenta wykazały, że pewne rzeczy da się zrobić. Mianowicie późne odkłady.
Rzecz w tym, że kiedy w innych okolicach po zakończeniu kwitnienia lipy wielu doświadczonych pszczelarzy potrafi właśnie zainwestować w syrop cukrowy i dokonać szybkich a skutecznych podziałów swoich rodzin na bazie nadmiaru pszczół (przy okazji traktując je lekami), które w innym wypadku poszłyby w piach, to u mnie wszyscy wciąż stoją w blokach przed najważniejszym pożytkiem w roku, czyli przed nawłocią. Zeszłoroczne utarczki z bąbelkującym niczym szampan miodem nawłociowym przekonały mnie jednak, aby się tym zbytnio nie podniecać - może właśnie nawłoć jest dobrym momentem na odkarmianie odkładów?
Wszystko jednak zależy od sprawności i skuteczności w wychowie matek. To trzeba zrobić zawczasu, bo na nawłoci unasiennianie to już trochę za późno. Nie bardzo, ale trochę. Patrząc datologicznie to mądrze by było uzyskać unasiennione matki, po tygodniu czerwienia, pod koniec sierpnia. Wtedy szybkim ruchem dokonać podziałów i czekać na ostatnie miodobranie z rodzin, które w tej akcji udziału nie wzięły. Zobaczymy.
* * *
Tak sobie pisałem pomysł za pomysłem. I wyszło tego naprawdę sporo. A przecież w zasadzie nie tknąłem eksperymentów napoczętych rok temu, które wymagają kontynuacji. Naprawdę nie wiem, jak to się wszystko uda zrobić.
A na razie pogoda wciąż nie rozpieszcza, czasem się ociepli, to pszczółki lecą za sprawami, ale głównie to wciąż siedzą w ulu. I nam od tego motywacji jakoś nie przybywa...
Komentarze