Oczekiwanie na wiosnę przedłużało się niemożebnie. Ciągle tylko ziąb, nawet z przymrozkami, trochę takiej pluchy, która w rzeczywistości nie niesie ze sobą wody, za to uczucie takie, jakby się człowiek w zimnym błocie wytarzał, mrożące wiatry i ciemność. Nieciekawie.
Poszło ciepło
Nagle jednak ktoś włączył Słońce i w ciągu dosłownie 3 (słownie: trzech) dni roślinność ruszyła, a bladym świtem zaczęły jazgotać pierdzielone ptaszki. W następnym tygodniu mogliśmy się przekonać (a był to już weekend majówkowy Anno Domini 2022, niech każdy sobie w kalendarzu sprawdzi), że w tym roku mniszek będzie kwitł razem z rzepakiem. Którego w mojej okolicy jak na lekarstwo, w końcu przymieście podwarszawia to raczej nieużytki i nawłoć, a nie miododajne uprawy.
Przywał
Zatem skoro zrobiło się trochę cieplej, a mnie zaczął powracać pszczelarski zapał (jak pisałem wcześniej), to trzeba było ustroić wyprawę na pszczoły. Sprawdzić, czy ostatnie wyliczenia żywe-martwe utrzymały się przez następne półtora miesiąca.
Zgodnie z zasadą leniwego pszczelarstwa na pierwszy strzał wybrałem najbardziej oddaloną pasiekę DOB. Zajechałem tam nowym-starym gruchotem kupionym do celów właśnie takich zajazdów i już brałem się do wysiadania, gdy ze zdumieniem skonstatowałem, że coś się tu nie zgadza.
Coś upadło na ule. Konkretnie sosna. Z tej strony nie widać. Trzeba iść z drugiej, bo chaszcze nie pozwalają obejść krótką drogą. Ponieważ jestem leniwym pszczelarzem, a z tego wynika, że na myśl o przemieszczaniu moich 100kg żywej wagi już niezbyt dobrze się czuję, to jak muszę się czuć, gdy zważę konieczność przetoczenia auta ważącego ze dwie tony? Wybrałem się zatem na piechotę. Zabrałem podkurzacz, dłuto, siatkę namordną i poszedłem.
Stojąca od lat na skraju pasieki sosenka znudziła się tą nieustanną służbą i postanowiła trochę poleżeć.
Ostatnia posługa
Jak dobrze mi w pozycji tej
W pozycji hory_zon_tal_nej
Ubodzy krewni niosą mnie na swych ramionach
A za trumną idzie żona
Choć właśnie pada pada deszcz
W dębowej trumnie sucho jest
Ubodzy krewni przemoczeni są zupełnie
Żona pewnie się przeziębi
Dość długa droga czeka ich
Kilometr z hakiem muszą iść
Oj będzie bardzo ciężko
Z pełną trumienką
Z m_o_j_ą trumienką
Oj
O wieko bębnią krople dżdżu
Kołyszą słodko mnie do snu
Ubogim krewnym trumna wrzyna się w ramiona
I już ledwo idzie żona
Raz dwa i lewa
Raz dwa i lewa
Po odmówieniu tego capstrzyku możemy wrócić do pasieki.
Po odnalezieniu drugiego końca pasieki stwierdziłem, co następuje:
Na szczęście główny pień drzewa o wieloryba włos (i rybi głos) ominął ule. Dostało się im tylko gałęziami, ale i tak ich szczęście, że zbudowane były z drewna, a nie z czegoś delikatniejszego.
Tego dnia nie mogłem tutaj niczego dokonać. Musiałem skontaktować się z leśniczym po pozwolenie na cięcie gałęzi (tak na wszelki wypadek, żeby nie było, że się w lesie szarogęszę, to nie lata 90-te, kiedy las był własnością podatnika) i następnego dnia podyrdałem z piłą łańcuchową.
Po przybyciu na miejsce stwierdziłem po pierwsze, że straciłem jedną rodzinę. Nie wiem, jak to było możliwe. Była w dobrej sile w marcu, miała zapasy, nie było widać (na ile mogę to stwierdzić) oznak choroby, ani nerwowości. Może gdy sosenka się kładła, to przydzwoniła gałęzią w daszek i pszczoły osypały się z szoku? Tylko to mi przyszło do głowy. Osyp na dnie (co sprawdziłem po czynnościach opisanych niżej) był dość świeży, zresztą jaki miał być, skoro półtora miesiąca wcześniej uprzątnąłem im dno ula?
Tak czy owak po zaledwie półgodzince szarpanki udało mi się uruchomić piłę łańcuchową (w międzyczasie wykonałem telefon do przyjaciela oraz szybki sercz po necie, rozkręciłem i ponownie złożyłem obudowę) i potem to już w parę minut oberżnąłem przeszkadzające gałęzie. Mogłem się dostać do uli.
Pierwsza rójka
Porządki porządkami, ale majówka przeminęła, a pogoda już bardziej się nie mogła poprawić. Czas sobie biegł, trawa rosła, klony wykwitły, mniszek zaczął się żółcić, a po pszczelarskiej braci rozeszły się niusy o szybko latających rójkach. Taki rok znaczy, że będzie wesoło.
Pod ścianą, gdzie wcześniej już zdarzyło mi się złapać 3 rójki (w tym 2 w tym samym roku), ustawiłem, bez intencji myśliwskich, dwa ule, które w wolnej chwili zamiarowałem poddać renowacji. W środku oczywiście wisiały stare ramki po wymarłych rodzinach, a jakże.
A w zeszłym roku, to w tym miejscu specjalnie ustawiliśmy ule-rojołapki! I co? I nic! Wtedy oczywiście nic się nie chciało złapać! A teraz, kiedy stanęły tam dwa graty z byle czym w środku, to naturalnie, jakże by inaczej?
I tak 12 maja jeszcze z rana, przed wyjazdem do pracy, zoczyłem tam zwiększony ruch zwiadowców pszczelich i (jak dziś pomnę) powiedziałem do najlepszej z żon, że pewnie dziś przyleci do nas rójeczka. I kilka godzin później najmłodsza z córek przesłała nam focie, jak to pszczoły wsiedlają się do jednego z uli.
Pozostawiłem je tam na dni kilkoro, aby się cokolwiek zadomowiły. W nadchodzący weekend będzie okazja narobić tam trochę porządku. A ten przecież nadszedł zaledwie trzy dni później.
Rójka nadrzewna
Pogoda jak drut, słoneczko pięknie świeci, pora na wyprawę do pszczół. A skoro tyle rójek lata w powietrzu, to oczywiście nie będziemy czekać, aż nam się pszczoły wyroją, tylko od razu podzielimy. Nawet jeżeli jeszcze nie znajdziemy tam mateczników. Dla świętego spokoju. Poza tym, jak to powiadają zawodowcy, odkład z 1 ramki zrobiony w maju, we wrześniu będzie miał 7 ramek. Może. Tak powiadają. Tak czy owak, wybrałem się na pasieki.
I już na pierwszej odwiedzonej, czyli tej, gdzie się tego nie spodziewałem, zastałem widok jakby z amazońskiej dżungli.
Złapałem jedną z transportówek, które zabrałem ze sobą w celu przewożenia odkładów i przy pomocy zmiotki pszczelarskiej zebrałem pszczoły z pnia. Następnie osadziłem je w pobliskim ulu i mam nadzieję, że gdy piszę te słowa, wciąż one się tam znajdują. Jako zapas pozostawiłem im tam ramki z nieco skrystalizowanym miodem z zimy. Zakładam, że rójka ma więcej werwy w porządkowaniu plastrów i czegoś z nimi sensownego dokona.
Tymczasem przegląd ula, w którym żyła sobie na pasiece ROB jedyna przeżyła rodzina, wykazała, że jest ona jakby na równi pochyłej i z całą pewnością to nie ona mi się wyroiła. Dałem im cukru i tyle w temacie, bo na podział to może będą gotowe za miesiąc. Za to w ulu sąsiednim stwierdziłem sporo jakichś pszczół biegających po terenie z miarami budowlanymi, więc uzasadniona jest nadzieja, że kolejna rójka wkrótce przybędzie. W związku z tym dokonałem uprzątnięcia dennicy z osypu i przeglądu plastrów, aby nie obciążać ich robotą beznadziejną, a potem pojechałem na przywaloną sosenką pasiekę DOB.
Końcowe porządki
Z pasieki DOB pozyskałem bardzo obfite odkłady, bo co najmniej 4-ramkowe na Dadancie. To znaczy, że zabrałem im prawie wszystko, zostawiając jedynie puste plastry oraz ten, na którym zoczyłem biegającą matkę. O rojeniu chyba mogą zapomnieć.
Nie robiłem tego bez kozery, zabawa z porządkowaniem naleciałej rójki sprawiła, że poprzez audiobook sączący mi w uszy rosyjskojęzyczne prozy autorstwa Franka Herberta usłyszałem takie pszczele zawodzenie, jakby płacz po utracie matki. Czyli może ją im załatwiłem podczas przesypywania mianowicie one nie osiadły na ramkach, tylko podwiesiły świeżyznę pod nieosłoniętym powałką daszkiem. A skoro płaczą, to trzeba im zrobić tzw. test na matkę, czyli podrzucić plaster z jajkami. Dla mnie to nie jest żaden test, po prostu gdyby się okazało, że rzeczywiście zniszczyłem im jajorodną, będą mogły sobie wychować następną, a może w tym czasie nie wygubią się zanadto.
I tak niżej wracamy do wyliczania rodzin pszczelich z aspiracją do zapamiętania, która jest która. Zobaczymy, jak dalej pójdzie. Na razie mamy drugą połowę maja, czyli zabawa dopiero się zaczyna.
Podsumowanie wiosenne~~j~~go ~~hekatomby~~ rozwoju (summarum)
(Legendę na dole listy)
DOM
Po przewiezieniu tutaj odkładów oraz złapaniu rójki, powinienem mieć tutaj 5 sztuk. Ale w toku prac okazało się, że słabowita rodzinka w ulu z ramką Zandera i wylotkiem wystawionym dokładnie na południe jakoś się wykruszyła. Dobrze prawił ongi Łukasz z pasieki Łapa, że nie ma co liczyć pszczół przed Zimnymi Ogrodnikami (tak, tak, Łukasz, kiedyś to powiedziałeś, a ja zapamiętałem). Tak czy owak wciąż sytuacja nie jest bardzo optymistyczna, więcej uli pustych niż pełnych. A skoro sezon w pełni, skreślam wymarłe jednostki z ewidencji.
Dodać tu należy, że przejrzałem też rodziną P18 na matce od Łukasza (jw.) - i jak zwykle rodzinka trzyma się mocno. Tym razem dokonałem ingerencji, czyli rozłożyłem im nieruszane od co najmniej 2 lat gniazdo na dwa korpusy, aby zachęcić do zwiększenia produkcji czerwiu. Spróbuję jeszcze raz zrobić z niej odkład z nadzieją, że w końcu kiedyś jakiś przeżyje.
RoA[DD] [Har01][ZD] P18F1[ZD] [Jar][DD]
Było = 2
Stan = 4
ROB
Niegdyś najliczniejszy toczek, teraz z najwięcej pustych uli, które muszę w końcu zwieźć do domu i przetopić plastry. Ale mi się nie chce. Efekt tylko z miejscowego ułowu daje nam tutaj 2 sztuki na pewno, a za jakiś czas, kto wie, może i trzecią sztukę?
Rob[DD] [X][DD] [Roc][DD]
Było = 1
Stan = 2
LAS
Nie zaglądałem.
[X][DD]
Stan = 0
PIL
NIC
Stan = 0
DOB
Skoro z trzech rodzin w tym miejscu zrobiły się dwie, to postanowiłem tą żywą przełożyć do ula po tej martwej - otóż wymarła w ulu znacznie obszerniejszym, a spodziewałem się, że w następnych tygodniach wzrośnie zapotrzebowanie na kubaturę. Obalona sosenka zaś nie pomaga w transporcie gratów na pasiekę, trzeba kombinować. Tak więc zrobiłem.
HarF1[DD] Jar[DD] HarF2[DD]
Było = 3
Stan = 2
Podsumowanie
DOM = 4; ROB = 2; LAS = 0; DOB = 2; PIL = 0;
Razem = 8
Szału nie ma. Zobaczymy, co wyjdzie z kolejnej serii podziałów. Kto wie, może nawet skorzystam z kupnych matek?
Legenda:
Jak zwykle, dla przypomnienia linie, które (być może) pozostały żywe z zeszłych lat oraz oznaczenia nowych, które przyszły z sezonem rojowym:
NN = no name czyli nie wiem, co to za linia Bcf = buchwast z pierwszej serii zakupów na gniewnej Północy Bkf = buchwast z pierwszej serii zakupów na gniewnej Północy - druga rodzinka, z której wziąłem larwy, bo nie miałem wyboru Bcr = buchwast druga seria zakupów tamże Pw = przedwojenne - mieszańce w typie AMM z powiatu koneckiego Elg = Elgon (Polbart) Shr = Sahariensis (Polbart) Szm = Szymonówka P18 = Łukaszowe primorskie, przeżyły u mnie 2 lata BL i wciąż niesolidnie rozmnażane Bor = pszczoły od Borówki Sur = córka surwiwalówki od Borówki Har = harpagan wiosenny i potomkowie RoX = rodziny, które przyleciały jako rójki (Ron, Rok, Roh itp.) F1 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, pierwsze pokolenie F2 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, drugie pokolenie (itd.) (BL) = rodzina nieleczona także rodzinki niegdyś z FortKnox (J) = rodzina Jarka [ZD/WL/DD] = rodzina na ramce Zandera/Wielkopolskiej/Dadanta [X] = rodzina, która nie przeżyła od ostatniej notatki (do zastosowania raczej po zimowli) [)] = rodzina na równi pochyłej, moim zdaniem nie dożyje następnej kontroli, a na 100% nie dożyje wiosny Ul>> = kierunek łączenia (z tego ula do tamtego) = >>Ul
Komentarze