Wiosna idzie, choć w powietrzu ledwo czuć. Przymrozki nocą, dniem zimno. Ciśnienie wysokie, więc słonecznie. Czasem pszczołom udaje się wyskoczyć na momencik w celach higienicznych. Ale niezbyt często. Ja też wciąż rzadko ruszam się z pieleszy, ale czuję, jak powoli, powoli następuje...
Regeneracja po chorobie
Muszę przyznać, że zapał pszczelarski mi się odradza. Po dwóch bez mała latach załamania, powracam powolutku do gry. Tak musiało być, bo na początku byłem ogarnięty chorobą zwaną bee-fever (której dobry opis zamieścił śp. David Cushman, a właściwie spadkobierca jego strony www, Roger Patterson, TUTAJ przetłumaczone przez GugleTłumacza, nawet nieźle) czyli pszczelą gorączką. Poprzednimi laty wydarzyło się w zasadzie wszystko, co zostało opisane w ww. artykuliku. I zgodnie z nim - przyszło załamanie.
Okazja po temu zdarzyła się wprost znakomita: cały świat ogarnęła gorączka nowej choroby. Spory procent uważności, dotychczas użytej w pszczelarstwie, przekierował mi się na śledzenie wykresów, map i tabel z liczbami postępów pandemii. Pszczoły? Toż za chwilę może nas nie być!
No, tak to wyglądało na początku 2020 roku, kiedy jeszcze nic zgoła nie wiedzieliśmy pewnego o korona-grypie zwanej Covid-19 wywołanej wirusem SARS-COV-2. Wieści z Włoch brzmiały dość przerażająco, cały kraj zamykał się w izolacji, po drogach śmigały tylko roświetlone radiowozy, a ja nie wiedziałem nawet, czy pozwalają wyskoczyć do lasu, do pszczół.
Stopniowo okazało się, że owszem, ludzie umierają, ale nie aż tak licznie, jakby się mogło wydawać. Ale świat miał kupę zabawy z przestawianiem się na tryb pandemiczny i tak łatwo nie odpuszczał. Korzystałem i ja z okazji pozostając na dobrowolnej emigracji wewnętrznej. Zamiast filmów pszczelarskich śledziłem materiały popularno-naukowe. A pszczoły sobie gospodarowały, bo to jest blog pszczelarski, a nie epidemiczny. Robiły to po swojemu, prawie bez mojej ingerencji. Co tam zdarzyło mi się im poprzeszkadzać, zostało odnotowane. Ale przecież zgubiłem ślad większości moich rodzin. Niektóre znam, bo wciąż stoją na tym samym miejscu. Ale te, które przewoziłem, to już nie pamiętam, która z jakiego rodowodu...
Jak zwykle straty
Cynik by powiedział: może to i dobrze, że większość rodzin ci wymarła, przynajmniej nie masz kłopotu z ich namierzaniem. Cóż, wolę jednak problemy z prowadzeniem notatnika, niż z odbudową pasieki.
Paradoksalnie, przez kolejne wielkie wymieranie znam rodowód większości pni, które pozwolę sobie tradycyjnie wyliczyć na końcu tego wpisu. Tymczasem skoncentruję się nad użalaniem się nad sobą.
A może nie?
Stare wspomnienia i nowe plany
W pewnym momencie pełzająca, chłodna wojenka na wschodnich rubieżach Ukrainy przekształciła się w pełnoskalową, gorącą rąbaninę, gdzie ostatnio eksplozje słychać nawet po polskiej stronie granicy. Takie wydarzenia skłaniają do filozoficznych przemyśleń o marności ludzkiej egzystencji i przemijalności doczesnych dóbr i osiągnięć. I mnie to nie ominęło. Mianowicie zorientowałem się, że:
a) nie robię się młodszy, b) robię się coraz starszy, c) pszczelarstwo to projekt liczony w latach, a nie miesiącach, d) zatem jeżeli chcę jeszcze czegoś dokonać w tej dziedzinie, muszę sobie rozpisać plan, który tym razem uwzględni fakt, że za kilka lat mogę mieć problem ze zginaniem pleców.
Czyli trzeba skończyć z zabawą w trzy ramki (skoro na razie efekty przypominają wyniki nieopatrznej gry w trzy karty) i podjąć jakieś finalne decyzje. Finalne, to znaczy takie, których będę się trzymał w następnych latach, aż do niewiadomej emerytury i zgrzybiałej starości.
Czyli muszę pomyśleć, jak będzie mi wygodnie prowadzić pasiekę, gdy jedno z kolan każe mi wspierać się na lasce, a plecy pozwolą dźwigać maksymalnie 20 kilogramów.
I pomyślałem. A jak już zacząłem, to nie mogłem przestać, przez całą końcówkę zimy, aż do zimnego przedwiośnia. I wymyśliłem.
Główna ramka gniazdowa: Dadant
Niektórzy się zaśmieją, inni wzruszą ramionami: też mi odkrycie. No, dla mnie, wiecznie niezdecydowanego i szarpiącego wszystkie okoliczne sroki za niewymowne, to jednak jakby, trochę, przypadkiem i z lekka. O jedną ramkę w pasiece mniej: o Wielkopolską. A w przyszłości zobaczymy.
Bo to jest plan na lata. Nie zamierzam go realizować teraz i już. Chyba, że przyroda zadecyduje za mnie. Zobaczymy. Planowo będę przesadzał pszczoły stopniowo. Metodą wstrzymywanych inwestycji, czyli nie zamierzam zakładać nowych rodzin na innej ramce niż dadanowska. Chyba, że przyroda zdecyduje inaczej. Bo przyleci rójka i się wsiedli w pusty ul, którego nie zdążyłem (Ups!) zabrać. Wtedy będzie sobie na nim gospodarować, dopóki nie trafi się okazja do przesiedlin.
Wielkopolska - precz
A na razie w pierwszej i bezdyskusyjnej kolejności zbieram z pasieczysk wszystkie ule z ramką Wielkopolską, która idzie do wytopu.
Hmm... A wszystko dlatego, że nie chciało mi się dobrze popatrzeć na żywe pnie. Otóż jeden z nich siedzi na ramce Wielkopolskiej. No i masz babo placek. Jednak w tym roku będą przesiedliny. Może nawet w przyszłym tygodniu, zobaczymy.
Nieużywane ramki Wielkopolskie spróbuję sprzedać, używane - zobaczymy, może będzie z nich ognisko. Oczywiście - po wytopie. Muszę w końcu wypróbować wielką topiarę, którą niepotrzebnie wielkim nakładem pracy skleciłem w zeszłym roku...
Konieczne porządki
Czyli w tym roku, jeżeli ów zapał, którego narastanie odczuwam, nie okaże się słomiany, czeka mnie też trochę sprzątania. Po likwidacji zewnętrznych pasieczysk mam kupę starych palet. Gdzieś pod płotem zalegają popsute korpusy klepkowe, jeszcze z naszego pierwszego, startowego zakupu. Kolorowe, solidnie wykonane, ale nie wszystkie wytrzymały próbę czasu i naszego bezkompromisowego traktamentu. W środku ocieplenie styropianowe, z wierzchu farba olejna, więc do ognia w terenie zabudowanym jakby nie bardzo. Trzeba to wypchnąć na gabaryty.
Część daszków z tej "serii" już zapakowałem na przyczepę, która czeka na wywóz. Papiane, też nie nadają się do płomieni. Zresztą nigdy nam się one nie podobały. Sprawowały się jako tako pod warunkiem, że leżały na jednym, jedynym, dopasowanym do nich ulu, a do tego stosowalibyśmy metodę pszczelarzenia ich autora i poprzedniego właściciela. Który obdarzył nas pierwszymi pszczelarskimi opowieściami, zaopatrzył za pieniądze bardzo ciętymi pszczołami oraz ulami, w których wciąż stosował beleczki.
Korpusy w dobrym stanie jeszcze zostaną, w końcu w czymś te pszczoły trzeba prowadzić.
A co z Sandaczem?
Po tak po polsku brzmi nazwa tej ryby, która po niemiecku nazywa się Zander. A w pszczelarstwie oznacza typ ramki popularny w krajach niemieckojęzycznych w podobnym stopniu, jak u nasz rej wodzi ramka Wielkopolska. Powierzchniowo zresztą są do siebie podobne, tylko kształtem się różnią. Niemcy twierdzą, że 23 centymetry wysokości to najmniejszy wymiar, w którym pszczoły mogą zimować na jednym korpusie (ramka Wielkopolska ma 26cm wysokości). W sumie prawda.
Przygoda nasza z ramką Zandera zaczęła się od rad pierwszego mentora, przyjaciela z gór prowadzącego pasiekę Bio-Apis. Sprezentował nam pierwsze osiem sztuk uli, które pieczołowicie przewieźliśmy na dachu naszego kaszlaka. Najpierw z Kotliny Kłodzkiej pod Jelenią Górę, a potem do domu. Razem prawie tysiąc kilometrów. A samochód ma odciski w dachu po dziś dzień.
Zresztą te korpusy sprawiają się najlepiej ze wszystkich, które pozyskałem dla tej ramki w latach późniejszych. Szkoda wyrzucać. Sprzedać nie ma komu, bo to mało popularny rozmiar w Polsce. Na razie znalazłem dla niej zastosowanie: miodnia. Mam bowiem sporo suszu dobrej jakości na ramce Zandera. Korpus od biedy daje się postawić na Dadancie (ramka Zandera ma 42cm długości, a Dadanta 43,5cm, czyli dla korpusu o dwuściennej grubości 44mm mam po 14 milimetrów miejsca na umieszczenie korpusu), a na kracie to nawet nieźle wychodzi. Ćwiczyłem zresztą to rozwiązanie. Działało jako tako, ale raczej z mojej winy, a nie jakichś tam centymetrów.
I znowu leniwe pszczelarstwo
A do czego to wszystko zmierza tak właściwie? Plan długoletni, zakładający starzenie się pszczelarza, zakłada stopniowe przechodzenie na ule typu leżaki kombinowane. Żeby nie nosić korpusów, nie podrzucać, nie przerzucać. Ale oczywiście to przyjdzie powoli, stopniowo, zgodnie z rytmem osuwania się pasiecznika w smugę cienia. A jeżeli nastąpi wcześniej, to dlatego, że to mi bardziej przypomina leniwe pszczelarstwo, gdzie pszczoły mają wielkie gniazdo, zaglądać trzeba tylko w okresie rojowym, a poza tym poradzą sobie.
Czyli: ile się trzeba narobić, żeby nic nie robić.
Podsumowanie zimowej hekatomby (summarum)
(Legendę postanowiłem przenieść na dół listy)
DOM
Na tym toczku do zimy szło relatywnie sporo rodzin. Na początku było ich nawet 13. Ale w październiku stwierdziłem, że niektóre z nich sobie kompletnie nie radzą (wspomniałem o tym, że tym razem miały sobie same zbierać za wyjątkiem odkładów) i po raz pierwszy wykonałem łączenie. W ten sposób z 13 zrobiło się 10. I to pobłogosławiłem i kazałem spadać, do zobaczenia wiosną. W ostatnie sobotnie popołudnie stwierdziłem, iż jest ich zaledwie 2 żywe rodziny
EDIT: Zapomniałem zapisać ku pamięci. Kto czyta, ten wie i widzi na poniższej liście, że żyje P18F1. Czyli Łukaszowa Primorska. Tak proszę państwa. To ona. I ciągle się nie daje. I sama sobie zebrała zapasy na zimę i spokojnie do wiosny dotrwała. I oczywiście w zeszłym roku zrobiłem z niej kolejne dwa odkłady. I oczywiście znowu nie przeżyły. Dziwne to, ale ciekawe. No, dla mnie ciekawe.
[X][ZD] [X][ZD] P18F1[ZD] [X][ZD] [X][ZD] NN[ZD] [X][ZD] [X][DD] [X][DD] [X][DD] [X][DD] [X][ZD] [X][ZD]
Było = 13
Stan = 2
ROB
Mój najliczniejszy toczek. Jednakowoż nie dopilnowałem i nie zapisałem, jakie linie, włącznie ze świeżo rozmnożonymi z rójek odkładami, na której palecie raczą stać. Do tego przyleciały tu jeszcze kolejne rójki.
Zasiedziskowanie palet toczka wygląda tak:
[X][WL] [X][ZD] Roa[DD] [X][DD] Szm[WL] [X][WL] [X][DD] [X][ZD] [X][ZD] [X][ZD] [X][ZD] [X][DD] [X][DD] [X][WL] [X][WL] [X][ZD] [X][ZD]
Było = 8
Stan = 2
LAS
Nie zaglądałem tu praktycznie przez cały sezon. I tendencja ta nie zmieniła się przez zimę. Nawet nie chciało mi się tam jechać i sprawdzać, czy ta rodzina, co tam była, to może zmartwychwstała. Może kiedyś się zmotywuję i pojadę tam posprzątać...
[X][DD]
Stan = 0
PIL
NIC
Stan = 0
DOB
Nie wiem, o co chodzi. Coś w tym miejscu jest. Dwie rodziny umieszczone w głębokim cieniu, pod krzorami, przeżywają rok do roku. A te wystawione kilka metrów dalej, z większym dostępem do słońca i łatwiejszym wylotem - ni huhu. Za to zrobiłem częściowe porządki. I będę musiał szybko powtórzyć, bo nie wiem, czy moje pasieczne auto, zdolne tam wjechać, przejdzie najbliższą kontrolę techniczną. EDIT 2022-03-20: Okazało się, że w swojej niedbałości przeoczyłem jedną, całkiem dobrze rokującą rodzinkę. Pochodzi ona z zasobu, który zostawił mi mój brat wypisując się (czasowo lub na stałe) z pasiecznictwa. Prawdę mówiąc myślałem, że zostawił mi same ule. Tak to wyglądało w każdym razie podczas wizyty w listopadzie zeszłego roku (której nie odnotowałem w niniejszym blogu). Nic tam nie latało, na stukanie nie odpowiadało. Więcej sprawdzać mi się nie chciało. A tu taka niespodzianka. Wyszła przy sprzątaniu pasieczyska. Zostawiłem tam tylko puste palety, żeby nie kusiło leśników zawalić mi miejsca do zawracania samochodem, i 3 dość dobrze się mające rodzinki.
HarF1[DD] Jar[DD] HarF2[DD]
Było = ~3~ 4
Stan = ~2~ 3
Podsumowanie
DOM = 2; ROB = 2; LAS = 0; DOB = ~2~ 3; PIL = 0;
Razem = 6
I dupa.
Legenda:
Jak zwykle, dla przypomnienia linie, które (być może) pozostały żywe z zeszłych lat oraz oznaczenia nowych, które przyszły z sezonem rojowym:
NN = no name czyli nie wiem, co to za linia Bcf = buchwast z pierwszej serii zakupów na gniewnej Północy Bkf = buchwast z pierwszej serii zakupów na gniewnej Północy - druga rodzinka, z której wziąłem larwy, bo nie miałem wyboru Bcr = buchwast druga seria zakupów tamże Pw = przedwojenne - mieszańce w typie AMM z powiatu koneckiego Elg = Elgon (Polbart) Shr = Sahariensis (Polbart) Szm = Szymonówka P18 = Łukaszowe primorskie, przeżyły u mnie 2 lata BL i wciąż niesolidnie rozmnażane Bor = pszczoły od Borówki Sur = córka surwiwalówki od Borówki Har = harpagan wiosenny i potomkowie RoX = rodziny, które przyleciały jako rójki (Ron, Rok, Roh itp.) F1 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, pierwsze pokolenie F2 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, drugie pokolenie (itd.) (BL) = rodzina nieleczona także rodzinki niegdyś z FortKnox (J) = rodzina Jarka [ZD/WL/DD] = rodzina na ramce Zandera/Wielkopolskiej/Dadanta [X] = rodzina, która nie przeżyła od ostatniej notatki (do zastosowania raczej po zimowli) [)] = rodzina na równi pochyłej, moim zdaniem nie dożyje następnej kontroli, a na 100% nie dożyje wiosny Ul>> = kierunek łączenia (z tego ula do tamtego) = >>Ul
Komentarze