Mastodon

Nawłoć leje



Jak tylko skończyły się rójki (co dało się poznać po tym, że pszczoły przestały się roić), zaprzestałem wizyt na pasiece. Okoliczności pracowo-życiowe wyczerpały mój zapał do innych czynności. Cieszyłem się przez całe lato widokiem moich pszczółek pracowicie latających z ula dokądś-tam i z powrotem, podczas gdy ja wylegiwałem się na werandzie. Takie pszczelarstwo to ja lubię.

Szczerze, nie chciało mi się nawet iść do stolarni, żeby dokończyć drugi leżak. Nie chciało mi się nawet uszczelnić podkarmiaczek, co oznacza, że lada moment będę musiał i tak to zrobić, bo w tym roku zamierzam brać miód, a z tego wynika, że muszę karmić. Bo w tej okolicy inaczej się pszczelarstwa nie uprawia.

Lipa jak zwykle lipnie wydała z siebie nektary, co oznacza, że pszczoły miały na własne potrzeby i nic więcej. Okresowe opady, które na dodatek były tak uprzejme, że wydarzały się raczej nocą, odrobinę nawadniały glebę, ale widać albo pożytku w okolicy nie dość, albo tej wilgości wciąż było trochę za mało. Pszczoły przez lato przewalcowały się w niezłej formie, więc brak interwencji mogę tylko poczytać sobie za zasługę.

Sezon nawłociowy

Mimozami jesień się zaczyna, jak śpiewał Czesiu.

W dzisiejszych czasach pszczelarze zwykli gorąco dyskutować na ten temat. Jedni uważają, że nawłoć kanadyjska do spółki z nawłocią późną (czyli wczesną, bo kwitnącą przed kanadyjską) stanowią poważne zagrożenie dla pszczół, które zamiast szykować się do zimy, targają tony nektaru i w ten sposób wciąż wystawiają się intensywnie na reinwazję (bo inwazja była wcześniej i została bohatersko zwalczona truciznami) warrozy. A do tego jeszcze te nawłocie są be, bo nie nasze i inwazyjne. Inni cieszą się, że wreszcie pojawia się jakiś miód w nadstawkach. Ja należę do tych drugich.

Kiedyś trochę (bo nie aż tak bardzo) martwiłem się, że inwazyjne, obce nawłocie niszczą nasz delikatny, rodzimy ekosystem. Tak mi opowiadano ze strony egologistycznych pozycji.

Wspomnienie nawłoci

Ale czas leci i nie staje, pędzi, nie czeka. A tak się składa, że w pobliżu miejsca, gdzie dziś zamieszkuję, znajduje się pusta działka, na której złocił się pszenicy łan, gdy ja w wieku przedszkolnym rozbijałem się po okolicy na rowerku. Później uprawa w tym miejscu zamarła z nieznanych mi przyczyn. Znaczy, generalnie to wszyscy wiemy, co się działo, gdy komuna postanowiła zrobić trochę miejsca na ławeczce władzy. Wiele się wówczas zmieniło, także krajobraz rolniczy okolicy wielkich miast. I nie ominęło to onej działki. Dzięki temu mogłem niechcący, przy okazji i z lekka obserwować ewolucję nieużytku, przez ponad 30 lat niezakłóconą istotnymi interwencjami człowieka, które niżej spróbuję zrekapitulować. Gdy pole zarosło chwastami, najsampierw nie były to rośliny, które pięłyby się wyżej uda zgrabnej Polki z Mazowsza. Później roślinność się stopniowo zagęszczała, a kwiecia była wielga różnorodność. A jednocześnie pole zaczęła kolonizować nawłoć.

Choć wzmiankowana przeze mnie działka już dawno wygląda inaczej, całkiem nie daleko inny kawałek ziemi dopiero od kilku lat doświadcza podobnej przemiany, więc zaprezentuję przykładowy widok, jak to mogło wyglądać na początku:

Nieużytek zanim nawłoć wygrała

W tym czasie wystąpiły też może ze dwie interwencje Homo Sapiens. A mianowicie próby podpalenia łąki. Prawdopodobnie przez sąsiadów, którzy w ten sposób chcieli coś osiągnąć. Nie wiem co, może obawiali się niekontrolowanego pożaru, więc powodowali "kontrolowany"? A może jakiś mieszkający w pobliżu rolnik bardzo starej daty poczuł oburzenie, że nie wypala się leżącej odłogiem ziemi (tzw. ugór)? Któż to wie? Dość, że lokalna Ochotnicza Straż Pożarna zawsze interweniowała dość szybko, aby nie spaliło się więcej niż 20% powierzchni.

Inną (i ostatnią) godną wspomnienia interwencją na tym terenie jest wizyta koparki, która tuzin lat temu wykopała na zlecenie Urzędu Gminy improwizowany kanał odwadniający - szkody w przyrodzie wywołane tą interwencją nie objęły jednak więcej niż wąski pas przy granicy obszaru mającego w sumie około 100 metrów szerokości od strony szosy, z której miałem okazję tej ziemi się przypatrywać.

To by było na tyle, jeżeli chodzi o wpływ człowieka na odtwarzanie się przyrody na tym spłachetku ziemi. Nie wywalano tu śmieci, bo działka wznosi się od szosy, więc każdy taki postępek dawał się łacno zauważyć przez okolicznych mieszkańców.

W ciągu następnej dekady nawłoć opanowała prawie całą powierzchnię tego gruntu, zarastając go na podobieństwo dobrze obsianego pola rzepaku. To znaczy, rzepak tak wygląda zwykle na początku maja, a ja mogłem podziwiać żółciutkie łany od połowy sierpnia. Ale i tak podobnie.

Zmiany nie zatrzymywały się. Gdzieś w głębi zauważyłem krzewy, zapewne jakieś mirabelki (w okolicy mamy ich pełno) lub tarniny, a może głogi, na pewno też wierzby, przerastające nawłociowe badyle.

A niedługo potem zająłem się pszczelarstwem. W tym czasie było już pewne, że nawłoć prędzej czy później musi przegrać z innymi przejawieniami życia roślinnego. I nie potrzebowała dużo czasu, bo przecież wciąż jestem jeszcze początkującym pszczelarzem (doświadczenie w tej sztuce mierzy się wszak w dekadach, nie latach).

Dziś co najmniej połowa powierzchni tej łąki porośnięta jest już drzewami i krzewami, z którymi nawłoć z pewnością nie wygra. Bo już przegrała. I wygląda to tak:

Drzewa i krzewy kontra nawłoć

Nawłoć nie ustępuje łatwo, walka wciąż trwa. Ale już wydaje się przesądzona. W następnych dziesięcioleciach, jak przypuszczam, nawłoć przejdzie do partyzantki, a głównymi siłami na placu boju staną się brzozy i inne drzewa, zapewne też klony-jawory. I tak moja przydomowa pasieka utraci piękne źródło późnoletniego pożytku.

Aktualizacja mimozowa

Otóż ponieważ muszę, to spaceruję po okolicy. I po kilku przechadzkach przekonałem się, że ostatnie zdanie jest mocno na wyrost. Dopóki w okolicy jest tyle nieużytków, to jeszcze sporo miejsca dla nawłoci zostało.

Co prawda współczesny sprzęt potrafi w jeden dzień zmienić stosunki przyrodnicze na ogromnym obszarze, ale stosunki własnościowe skutecznie mu w tym przeszkadzają. Przynajmniej na razie.

W promieniu paru kilometrów od siedziby głównej pasieki mam dziesiątki, jeżeli nie setki hektarów porośniętych bujniej lub biedniej nawłocią. Wydaje się, że wystarczy tego jeszcze na parę lat.

Podsumowanie czyli SUMMARRUMM

Zostanie umieszczone w następnym wpisie.

Autor: @Krzysztof Smirnow kategoria:
Tagi : #zapiski, #pasieczyska, #liczby,

Komentarze