Zapał pszczelarski zapalem, ale życie to nie tylko pszczoły, choć może byśmy tak i chcieli. Różne prace przydomowe, wyjazdy itp. sprawiły, że wróciłem w najgorętszym okresie do trybu polegającego na daleko posuniętym zaufaniu do pszczół, czyli pozostawiłem je samym sobie. W efekcie nie zajrzałem do nich co najmniej przez miesiąc. Zajeżdżałem kontrolnie, aby zerknąć, ale nawet nie zakładałem maski, tylko obserwowałem wylotki. Pszczoły stojące przy domu otrzymały nieco więcej uwagi, ale nie tak znowu dużo więcej.
Upał
A tymczasem do Polski zawitała Afryka. Po czerwcowych burzach nastały lipcowe upały, i to takie, że "na wakacje wyjeżdżać do ciepłych krajów" stało się jakimś dziwnym sformułowaniem. Temperatury w cieniu przekraczały 36 stopni, a co dopiero w słońcu. Doceniłem stałe noszenie ze sobą butelki z wodą, a czasem nawet nakładałem czapkę. Ale nie za często. Za gorąco w głowę.
Sam pomysł, żeby wskoczyć w długie spodnie i pszczelarską bluzę wydawał się jakąś abstrakcyjną niedorzecznością, coś jak poezja dadaistyczna. A skoro tak, to nie zamierzałem ze sobą walczyć.
Pszczoły chyba zgadzały się z tym poglądem, bo same wylegały poza ul. Zresztą akurat w tym celu to złamałem się na chwilę, założyłem bluzę i sprawdziłem, co tam u nich. Jak widać na powyższym zdjęciu, na korpusie dadanowskim ustawiony został zanderowski - była to moja reakcja na upał, postanowiłem zrobić im więcej miejsca. Był to odkład majowy, więc pszczoły dobrze sobie tam radziły. Ale okazało się, że dostawkę miały łaskawość olać, czyli zlekceważyć. I dlatego było im ciasno i duszno, że aż spały na dworze. Kto wie, może w rzeczywistości wyrządziłem im niedźwiedzią przysługę i zorganizowałem gorącą kopułę? Nie wiem. Tylko jeden ul tak naprawdę wylegał porządnie i to przez prawie dwa tygodnie. Reszta robiła to okresowo.
Ponieważ w tym roku akacja była uprzejma nektarować (te czerwcowe burze), to i nie widziałem sensu, aby podkarmiać odkłady na przełomie czerwca i lipca. Faktycznie, tylko dwie rodzinki nie zdołały podczas przeglądu wylegitymować się sensowną ilością zapasu, więc je połączyłem z silniejszymi i tyle w temacie. A potem pojechaliśmy w góry na wakacje. Wystarczyło zaledwie wznieść się o 700 metrów nad poziom morza, a powietrze od razu zrobiło się jakieś takie przyjemniejsze do oddychania.
I wreszcie przegląd (ale szybki)
I tak sobie minął gorący lipiec, potem duszny sierpień. Tak tak, gorący, duszny, z dużą wilgotnością powietrza, a nielicznymi opadami. Wiem, co każdy doświadczony pszczelarz mazowiecki sobie pomyślał: NAWŁOĆ. To prawda, przydomowe ule waliły skarpetą na 20 metrów wokół. Czyli, przepraszam, kochani Czytelnicy, pachniały miodem. A ciekawość moja, co też tam w ulach się dzieje, rosła.
W końcu noce stały się chłodniejsze, więc motywacja wzrosła. Nie do tego stopnia, żeby zaczepiać przyczepkę, ale dość, żeby zapakować auto i pojechać.
Buchtowisko
Na pasiece ROB kolega mój uczynił, jak obiecał, czyli wykosił solidny kawał nawłociowego nieużytku, aby moje nisko zawieszone autko mogło się przemknąć wertepem w pobliże uli, co nie udawało mu się od wiosny. I zmniejszało moją motywację do odwiedzania tamtejszych uli. Okazało się, że jego trud poszedł na marne: dojazd do toczka zbuchtowała rodzina dzików tak skutecznie, że nie zostawiła ani skrawka łąki, po której auto szosowe mogłoby bezpiecznie przejechać. Czyli znowu przyszło drałować na piechotę.
Teren pasieki od roku zamieniał się w dżunglę, co obiecywałem sobie odmienić. W tym celu dokonałem nawet zakupu kosiarki ze specjalnym nożem do ścinania pędów drzewek (nie żal, to czeremcha), ale jeszcze się za to nie zabrałem. A że dawno nie odwiedzałem tego miejsca, moje wydeptane niegdyś ścieżynki również zanikły pod zielonym kobiercem przyrody.
Ale cóż to się okazało, kiedy przystąpiłem do poszukiwania gniazda w pierwszym otwartym ulu? Otóż znalazłem tam pełen korpus miodu!
Doprawdy, pierwszy raz w życiu zobaczyłem, że pszczoły naprawdę mogą zachować się zgodnie z planem, czyli napełnić plastry umieszczone ponad kratą odgrodową, zamiast zalać sobie gniazdo.
Tak sobie myślę, że ma to ścisły związek z obfitością dostępnego nektaru. Prawdopodobnie w mojej okolicy stanowi to raczej rzadkość.
Tak czy owak zauważone zjawisko pełnych plastrów nie stanowiło wyjątku. Na pasiece ROB znajduje się łącznie 4 pnie i wszystkie były dobrze zaopatrzone. Pozostałe jednak nie miały luksusu posiadania nadstawek, więc nie miały z czym wojować.
Zrywka drewna
Na pasiece DOB w tym roku przeżywamy przygody. A to drzewo zwali się na ule, a to zrywkę drewna tu urządzą... W ten sposób miejsce to zaczyna przypominać pobojowisko, gdzie rolę trupów pełnią różne konary i pnie zalegające tu i ówdzie. A żeby dojść do uli trzeba się przez nie przedzierać, bo autem w pobliże nie podjedzie. Taki to rok, panie dzieju.
Tak czy owak pośród tego pobojowiska stoją jeszcze 3 ule. I jak sobie do nich zajrzałem, to aż achnąłem. To znaczy, tak było z dwoma. Trzeci wciąż miał więcej czerwiu niż miodu. Ciekawostka.
W drugim pszczoły, jako że nie były przygniecione ciężarem daszku, ani korpusu, a tylko arkuszem folii, postanowiły wybudować sobie strych.
Jak widać na zdjęciu, wosk jest w żółciutkim kolorze - oznacza to, że co najmniej wykończeniówkę robiły już w czasie kwitnienia nawłoci.
Tak czy owak okazało się, że potrafią pszczółki zbierać miód, szczególnie gdy nektarują okoliczne roślinki.
Szczerze mówiąc po relacji kolegi z koła pszczelarskiego miałem pewne obawy, czy też się one nie "zalały", czyli czy nie zablokowały sobie gniazda napływem nektaru - ale w końcu to były odkłady, ewentualnie budujące się rójki, więc miały handicap i do niczego nie doszło.
Podsumowanie czyli SUMMARRUMM
(Legendę umieściłem na dole listy)
DOB
Bez zmian ilościowych.
HarF1[DD] Jar[DD] RoD[DD]
Stan = 3
ROB
Tutaj ubyło - wykruszyły się dwa słabiaki, pewnie jakieś trzeciaki (trzecia rójka z tego samego ula) - najpierw sam je połączyłem, a podczas ostatniego przeglądu stwierdziłem, że ich już nie ma.
To te zniknięte mikrusy ze zdjęcia z poprzedniego wpisu:
Mor[DD] [RoB][DD] RoF[ZD] [RoC][DD]
Było = 6
Stan = 4
DOM
Tu działo się relatywnie najwięcej, ale ostatecznie sytuacja również się uspokoiła. Obok rójki RoA wprowadziła się rzutem na taśmę jeszcze jedna, otrzymała na imię RoH. Ale nie wiem, czy przeżyje zimę. Sprawuje się tak sobie.
RoA[DD] PrM[DD] HarF1[ZD] AmR[DD] AmR[DD] RoG[ZD] RoH[DD] PrM[DD] AmR[DD] P18F1[ZD] JarF1[DD]
Było = 10
Stan = 11
LAS
Nie zaglądałem.
???
Stan = 0
PIL
NIC
Stan = 0
Podsumowanie
DOM = 11; ROB = 4; LAS = 0; DOB = 3; PIL = 0;
Razem = 18 (łączny spadek -1)
Przed nami zatem niezaplanowane miodobranie, a zatem i zakarmianie prewencyjne. I to nazywam właśnie niespodziewanym zakończeniem sezonu.
Następnie jeszcze jedna sesja chemizacyjna, zgodnie z tegorocznym planem.
Zobaczymy, co nam z tego wyniknie na wiosnę 2023.
Legenda:
Jak zwykle, dla przypomnienia linie, które (być może) pozostały żywe z zeszłych lat oraz oznaczenia nowych, które przyszły z sezonem rojowym:
NN = no name czyli nie wiem, co to za linia P18 = Łukaszowe primorskie, przeżyły u mnie 2 lata BL i wciąż niesolidnie rozmnażane Har = Harpagan wiosenny z 2019 i potomkowie Mor = rójka zeszłoroczna na ROB - słaby rozwój, więc złośliwa zmiana nazwy PrT = Primorska Tygrys od Pawluka (2022) - matki zadane do 2 sąsiednich uli na ROB PrM = Primorska od Pawluka (2022) AmR = Środkoworosyjska od Pawluka (2022) RoX = rodziny, które przyleciały jako rójki (Ron, Rok, Roh itp.) F1 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, pierwsze pokolenie F2 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, drugie pokolenie (itd.) (BL) = rodzina nieleczona także rodzinki niegdyś z FortKnox (J) = rodzina Jarka [ZD/WL/DD] = rodzina na ramce Zandera/Wielkopolskiej/Dadanta [X] = rodzina, która nie przeżyła od ostatniej notatki (do zastosowania raczej po zimowli) [)] = rodzina na równi pochyłej, moim zdaniem nie dożyje następnej kontroli, a na 100% nie dożyje wiosny Ul>> = kierunek łączenia (z tego ula do tamtego) = >>Ul
Komentarze