Przeszły lipcowe głody. Przeszły sierpniowe głody. Zaczęła kwitnąć nawłoć kanadyjska. To ta, co kwitnie po nawłoci późnej. Obie razem dają nawet miesiąc nieprzerwanej podaży pyłku i nektaru. Pod warunkiem, że jest w przyrodzie dość wilgoci. Nam pozostaje nadzieja, że te wybujałe łodygi, które wzrosły w deszczowy czerwiec, teraz oddadzą swoją wilgoć kwiatom. Loty dopiero się zaczęły. I na razie są takie sobie.
Cały czas marne widoki na miód w tym roku. Lipiec był suchy jak pieprz, trawka rosła dwa razy wolniej. W sierpniu też niespecjalnie. Dopiero od paru dni trochę dolewa, jakby zapowiedź jesiennych słot.
Nie zamierzam w tym odcinku sporządzać zestawienia rodzin pszczelich na poszczególnych toczkach. Podzielę się tylko ostatnimi refleksjami, które objawiły mi się w szlejach w ostatnich miesiącach pszczelarzenia. Będzie to, jak w tytule, takie sobie narzekanie.
Wielka Ściema
Pszczelarze to nie przemiłe Kubusie Puchatki o legendarnej prawdomówności, choć pewnie niektórzy by chcieli. To tylko taki dym w oczy. Są niemal dokładnym przeciwieństwem tego złudzenia. Zwalczają się wzajemnie, obrzucają obelgami, oszukują, okradają i podkładają świnie. Z Kubusiem Puchatkiem mają tylko jedną wspólną cechę: statystycznie mały rozumek. I stąd dużą odporność na zmiany i wiedzę.
Bo w końcu kto kradnie pszczoły innemu pszczelarzowi? Tylko drugi pszczelarz. Bo pozostali przedstawiciele ludzkości z pszczół interesują się tylko miodem. Latające paskudztwa, które potrafią użądlić - to nie dla nich.
Kto truje pszczoły? Inny pszczelarz. Bo mu tamte na jego niebo wlatajo, jego kwiatyma się pożywiajo. Bo łot Dziućków po Pieleszki to jest jego teren i wara! Won!
Jak wyglądają wzajemne stosunki pszczelarzy, wystarczy zajrzeć na ich fora dyskusyjne. Nie wiem, czy to z powodu, że ciągle duża odsetka z nich pochodzi ze służb mundurowych, czy może jakieś inne diabli miały tu sprawę, ale pszczelarze czemuś częściej mięsem rzucają niż miodem. A do tego udzielają fałszywych rad nowym frajerom, którzy przybyli do tego szlachetnego przecież hobby zwabieni - czym? No właśnie ww. nieuzasadnioną, dobrą opinią o pszczelarzach. Wyraźnie pora ją zmienić na taką bliższą prawdy.
Oczywiście w środowisku obowiązują te same reguły przechwalania się, co u wędkarzy: taaaakaa RYYBAAA! W tym roku kiepski sezon, tylko 30kg z ula. Chodzę koło tego tak niechcący i z lekka, w końcu to tylko hobby, ile można mieć pni, 120? No, góra 150, więcej po godzinach pracy w korpo nie da rady.
Warroza? Nie, u mnie żadnej nie ma, ja skutecznie wyleczyłem jeszcze w zeszłym roku.
Wolność od chemii
Bo ja panie to leczę tylko raz w roku, na jesieni. Ale za to solidnie. Tak do zera, panie dziejku. A te paski? A nie, to taka wie pan, homeopatia pszczelarska. Trzymam to w ulach, bo od tego one są takie wie pan, pracowite bardziej jakby. Ale to do miodu nie przechodzi, bo to jest zupełnie nieszkodliwe, a do tego w małym stężeniu. Takie tam, naturalne środki. Używa się ich do produkcji kiszonek dla świń. Albo do coca-coli. Maskę zakładam, żeby się tego świństwa nie nawdychać, bo to nigdy nic nie wiadomo. Ale to nie jest leczenie, to takie wie pan, wspomaganie.
Solidne leczenie robię, jak żem powiadał, raz w roku, na jesieni. Dymię, aż się sypać przestanie. Ach nie, wówczas już nie ma nadstawek na ulach, to nic do miodu nie przeniknie. Nadstawki zwracam pszczołom dopiero późną wiosną, jak się zaczyna wziątek. I wtedy to już i tak pół gniazda mają wymienione, bo stare ramki zabieram i daję im nowe, z węzą. Tak, bo stała rotacja ramek to warunek, żeby chemia się w wosku nie odkładała. No i ta węza musi być czysta, bez chemii. To wtedy każda rodzina bez problemu korpus węzy odbuduje.
Bez karmienia
Bez problemu odbuduje, bo jak idzie wziątek, to ułamek z niego przeznaczą na produkcję wosku, naprawdę niewiele. Najważniejszy okres to maj i czerwiec, wtedy budują najwięcej. Nie, pszczół nie należy karmić, bo wtedy cukier się zmiesza z miodem. A ja produkuję czysty, naturalny miód z zielnych łąk Mazowsza. Żadnych pestycydów, żadnych konserwantów, moje pszczoły latają po łąkach i rezerwatach przyrody. Czy tam do jakiego superczystego ekologicznie Górnego Śląska...
Opowiadają, jak to oszczędnie dolewają paszy na zimę gospodarując ostrożnie tak, aby pszczołom zawsze zostawić trochę miodu, który same sobie zebrały, a już z gniazda to w żadnym wypadku! A w sezonie w ogóle nie dokarmiają.
A potem mijają lata pszczelarzenia naiwnego początkującego i co się okazuje? Okazuje się, że bez cukru nie da się utrzymać pasieki i mieć miodu. Jedno z dwojga. Na to te dziadki odpowiadają, że elastycznym trzeba być, myśleć trzeba, a nie tylko papugować to, co w podręcznikach.
Głodniak na krzaku, pasieka DOB. Nie mój głodniak. Nie chciał wejść do ula, ciągle wylatał z powrotem na krzak.
Głodno i chłodno
I tak kończąc te narzekania pozostaje mi tylko stwierdzić po raz kolejny, gdy zerkam sobie na wylotki pobliskich uli, że chyba w tym roku z miodem będzie kiepsko, kiepściuchno. Gdy ta przesławna (wedle niektórych - osławiona) nawłoć zakwitła, to i właśnie skończyła się, na chwilę, susza. Poszły deszcze, a wraz z nimi chłody. I nie widać, żeby to miało w najbliższych tygodniach się jakoś istotnie zmienić. Zatem nie mam wielkiej nadziei, że nawet najsilniejsze moje harpagany zbiorą coś dla mnie. Trzeba będzie chyba obejść się smakiem. Może to i dobrze, w końcu miód to tuczące badziewie, które na domiar złego tylko podnosi ciśnienie tętnicze. Nie ma się czym ekscytować.
Komentarze