Sady przyszły i poszły. W tegosezonowym spadku motywacji staram się robić, co pojawia się przed nosem. O ile się da, nie za późno. Ale nie zawsze się da. A nie zawsze się udaje. O ile pszczoły pod domem wyglądały jeszcze dość oszczędnie, to te na sadach zaczęły się roić. Jako przyczynę podejrzewam podlewanie kropelkowe: kwiecień był bardzo suchy, więc z pewnością sąsiedztwo kwitnących sadów, które jednocześnie mają dostatek wody, sprawiło różnicę.
Pewnego dnia, a było to w piątek, Wujas dzwoni do mnie osobiście, że sąsiad grozi policją, że mu pszczoły do komina wlecieli i żebym jak najszybciej przyjechał. Znakiem tego przyjechałem w sobotę, bo w piątek jest dzień roboczy. Przynajmniej u niektórych.
Okazało się, że dzień wcześniej zwiała nam jedna rójeczka, która przedtem dokładnie obadała skrzynkę elektryczną w pobliżu oczka wodnego. Rano nie zostało po niej śladu. Za to dwie inne wisiały snadnie na drzewach. I jedna latała wokół komina sąsiada.
Nie mieszkając, bo gdzie tu mieszkać, wszędzie tylko drzewa, zabraliśmy się zatem za zbieranie. Piszę "zabraliśmy się", albowiem najmłodsza z żon postanowiła do mnie dołączyć w tych jakże ekscytujących pracach pasiecznych.
Dotychczas nie miałem przyjemności sprawdzić, czy te popisy pszczelarzy, które można obejrzeć na jutubie, nie są czasami jakimś fejkiem. Otóż nie są. Rzeczywiście to działa tak, jak napisano w podręczniku: podchodzisz, strząsasz, a jeżeli udało Ci się zebrać do wiadra/transportówki/pudła z tektury matkę roju, to w ciągu następnych 2 godzin reszta pszczół do niej dołączy. Potrzebują tyle czasu, bo nie są bardzo inteligentne. Trzeba na to brać poprawkę.
Po zabraniu rójek z drzew zabraliśmy się za komin sąsiada. Z braku wyposażenia jednakowoż odpuściliśmy, czyli przełożyliśmy to na dzień następny. Skoro pszczoły się roją, znakiem tego pora zabierać je do domu. Tak właśnie zrobiliśmy. Przeglądzik, pasy i na przyczepę. Na palecie zostaje najsłabszy ul, żeby sobie zebrał resztę lotnej pszczoły, to się może trochę wzmocni.
Następnego dnia zatem wróciliśmy (a była to niedziela i bardzo ładnie słonko operowało z góry na dół studni grawitacyjnej) zaopatrzeni w różniste narzędzia i dobre rady od doświadczeńszych wyciskaczy pszczół z kominów. Na pierwszy ogień poszedł odkurzacz do popiołu z tak zwanym cyklonem: pszczoły nie będą się zasysać do silnika, tylko spiralnym lotem wylądują na dnie pojemnika. Taki był plan. Niestety, spalił na panewce.
Okazało się, że onym kominie panuje mnóstwo plastrów! I przysysają się one do rury. A właściwie to rura przysysa je do siebie. W ten sposób, metodą odkrywkową, wydobyłem parę generacji starych plastrów, które dowodnie dowiodły, że ta rójka na pewno nie była pierwsza w tym miejscu. Już wiadomo, co je tam przywabiało.
Pozostało strącić te plastry (komin był od dna zaślepiony), aby nie przeszkadzały, a następnie wdrożyć plan BE. Czyli dym-puszkę. Rosjanie tak nazywają ustrojstwo, które służy jako przenośna komora gazowa dla niszczenia roztoczy Varroa. A my - na poły improwizowaną, przenośną kadzielnicę. Puszka po brzoskwiniach posłużyła nam za korpus, sznurek od snopowiązałki za linę nośną. Do środka napchaliśmy, co się dało, byle dymiło. I opuściliśmy poniżej poziomu kłębu pszczół. Pozostało czekać, aż kadzidło się rozdymi. Udało się. Za trzecim razem. Oczywiście palnik gazowy wybrał sobie tę piękną niedzielę, aby się zepsuć.
Ale kiedy już dobrze się zadymiło, to hej! Pszczoły pokazały, ile ich tam było. Znaczy, w kominie.
Tydzień później zrobiliśmy przegląd tej wydobytej z komina rodzinki pszczelej. I co się okazało? Że gospodarz wisi nam skrzynkę jabłek. To nie nasze pszczoły. Ja nie opalitkuję swoich matek. Nie sprzedaję, zwykle też nie potrzebuję ich znajdować, więc nie oznaczam w żaden sposób. A matka znaleziona w tym ulu pokazała ładniutki, czerwony opalitek. Znakiem tego wyroiła się planowo, jak to buchwasty: w drugim roku gospodarowania. Znaczy, nie tylko buchwasty. W zasadzie większość pszczół pasiecznych roi się w drugim roku, bo pierwszy zużywa na zbudowanie odpowiedniej siły. I buchwasty nie są tutaj żadnym wyjątkiem. Zachowują się identycznie jak nasze dziczki-mieszańce międzyrasowe.
Tyle by było historyjek z życia wziętych. Czas nie stoi, tylko pędzi, a mnie się nie chce ostatnio szczegółowo notować. Dość rzec, że trzy silne rodziny inne nam się wyroiły, przez co zanim w ogóle przystąpiliśmy do wychowu matek, to stan pasieki poprawił się na 39 jednostek. Wkrótce pora sprawdzić unasiennianie z tych rojowych mateczników. Się zobaczy. Tym razem stawiam na nieco silniejsze odkłady, ale uwzględniając fakt, że dzielenie działo się w połowie maja, nukleusy będą mieć czas, aby do jesieni zbudować odpowiednią siłę. Nie ma i wątpienia.
W tym roku przeżywam pewien spadek motywacji. Nie chce mi się odziewać stroju pszczelarskiego, nie chce mi się targać przyczepy i inne takie radości. Prace ograniczam do minimum. Wczoraj zadzwonił znajomy pszczelarz i jednak mnie popchnął do wycowu matek - w końcu mam te dwie rodziny, w które warto zainwestować trochę pracy. Obiecał mi też matki ze swojej selekcji, więc będę miał też materiał z zewnątrz. Nie zamierzam go kupować, dostanę po prostu nadmiary produkcyjne. W ten sposób odbudowa liczebności pasieki odbyła się niejako mimochodem. A właściwie wciąż odbywa. Spodziewam się zrobić jeszcze kilkanaście odkładów. Wszelkie prace muszę zakończyć wraz z czerwcem, bo potem wyjeżdżamy na wakacje, jeżeli władzuchna pozwoli. Czasu coraz mniej.
Wyliczenie
Tegoroczny spadek motywacji objawia się m.in. niechęcią do notowania, co i gdzie stoi. Zrobi człowiek przeglądy, zatrzaśnie ule, sprawdzi, czy który nie został otwarty, albo z zamkniętym wylotkiem - i spadówa do domu. Trzeba się jednakowoż wziąć w kubeł, bo pogubię moje wielkie hodowlane osiągnięcia... ;-)
Legenda:
Jak zwykle, dla przypomnienia linie, które (być może) pozostały żywe:
Bcf = buchwast z pierwszej serii zakupów na gniewnej Północy Bkf = buchwast z pierwszej serii zakupów na gniewnej Północy - druga rodzinka, z której wziąłem larwy, bo nie miałem wyboru Bcr = buchwast druga seria zakupów tamże Pw = przedwojenne - mieszańce w typie AMM z powiatu koneckiego Elg = Elgon (Polbart) Shr = Sahariensis (Polbart) Szm = Szymonówka P18 = Łukaszowe primorskie, przeżyły u mnie 2 lata BL i wciąż niesolidnie rozmnażane Bor = pszczoły od Borówki Sur = córka surwiwalówki od Borówki Har = harpagan wiosenny i potomkowie RoX = rodziny, które przyleciały jako rójki (Ron, Rok, Roh itp.) F1 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, pierwsze pokolenie F2 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, drugie pokolenie (itd.) (BL) = rodzina nieleczona także rodzinki niegdyś z FortKnox (J) = rodzina Jarka [ZD/WL/DD] = rodzina na ramce Zandera/Wielkopolskiej/Dadanta [X] = rodzina, która nie przeżyła od ostatniej notatki (do zastosowania raczej po zimowli) [)] = rodzina na równi pochyłej, moim zdaniem nie dożyje następnej kontroli, a na 100% nie dożyje wiosny Ul>> = kierunek łączenia (z tego ula do tamtego) = >>Ul
DOM
Tutaj sytuacja jest dynamiczna. Udało się P18F1 ustawić do wychowu matek, ale wcześniej rodzina zarodowa, czyli P18, postanowiła się wyroić. Powstrzymałem ją przed tym i jeszcze wczoraj byłem pewien, że mam w mocno odchudzonym odkładami ulu matkę, z której chcę ciągnąć larwy. Tymczasem okazało się, że tam pszczoły czekają na unasiennienie nowej. Cóż, jakoś to zniosę, ale nie pociągnę z niej larw. Zatem trzeba będzie rozmnażać P18F2, która z drugiej strony ładnie się zaprezentowała, skoro nie chce się roić. Rodzina Rog to pszczoły wyciągnięte przez nas z komina, o czym opowiadałem wyżej.
RoiF2[ZD] Bcr[ZD] RoiF2[ZD] P18F2[ZD] P18F1[ZD] Rog[ZD] RoiF1[ZD]
Stan = 7
ROB
Mój najliczniejszy toczek. Jednakowoż nie dopilnowałem i nie zapisałem, jakie linie, włącznie ze świeżo rozmnożonymi z rójek odkładami, na której palecie raczą stać. Zrobię to na następne wyliczenie.
Zasiedziskowanie palet toczka wygląda tak:
[WL][ZD] [ZD][WL] [ZD][DD] [ZD][ZD] [ZD][ZD] [ZD][ZD] [DD][WL] [WL][ZD] [ZD][ZD]
Stan = 18
LAS
Po zakończeniu zapylania na sadach na razie jeszcze nie wstawiłem tutaj żadnego pnia. Mam dziki plan postawić tutaj kilka sztuk, ale jeszcze nie teraz.
NIC
Stan = 0
PIL
NIC
Tu nic się jak dotąd nie zmieniło. Nawet nie zaglądałem, bo tu nie ma moich pni.
Stan = 0
DOB
Jak na poprzednich toczkach, tak i tutaj zaliczyłem solidne wyrojenie, więc nie czekając po prostu podzieliłem wg mateczników tworząc dwa odkłady, które niebawem, mam nadzieję, zmienią się w nukleusy. Mam ogromny względem żyjących pszczół zapas ramek dadanowskich z suszem. Zakładam, że szybko się zbudują. Czasu jeszcze sporo do końca sezonu.
HarF1[DD] HarF2[DD] HarF2[DD]
Stan = 3
POD
Niestety. Nie zdołałem zapisać, jakie linie i ich potomki postawiłem na tym toczku. Podobnie jak z toczkiem ROB...
[WL] [WL] [WL] [ZD] [WL] [WL] [WL] [DD] [WL] [WL] [DD]
Stan = 11
ORZ
Wizytacja wykazała, że ostatni słabiaczek w tym miejscu padł w międzyczasie, za to na jego miejsce pojawił się maluteńki roik jakichś innych pszczół. Zobaczymy, czy sobie poradzą i jak im to wyjdzie. Jeżeli straty następnej zimy okażą się spore, to trzeba będzie zrezygnować z tego miejsca. Czekamy.
Ror
Stan = 1
Podsumowanie
DOM = 7; ROB = 18; LAS = 0; DOB = 3; POD = 11; ORZ = 1
Razem = 40 Przybytek od ostatniej kontroli = 16
Tyle przybyło z tegorocznego rojenia. A przecież pszczoły jeszcze nie powiedziały ostatniego słowa!
Komentarze