I tak doszło do tego nieszczęsnego kalendarzowego przesilenia, które powoduje fajerwerki, a następnego dnia ból głowy i nie tylko. Ale dzięki temu napełniamy się nową energią do przeżycia kolejnego roku, a w wypadku pszczelarzy: kolejnego sezonu. Co prawda jeden z guru pszczelarstwa, dr Liebig, twierdzi, że nowy sezon liczyć trzeba od września roku ubiegłego, ale dopóki nie osiągnę jego szczytów pszczelarskiego kunsztu, punkt odliczania sezonu wydaje się dość obojętny.
Zacznę od powtórzenia wyliczanki rodzinek zazimowanych, gdyż w połowie grudnia odbyliśmy z najmłodszą z moich żon wycieczkę po pasiekach, w celu zapodania tak przez nas zwanej kroplówki, którą to Amerykanie określają zgrabnym akronimem OAD czyli Oxalic Acid Dribble, co można przetłumaczyć jako Pokropek Kwasem Szczawiowym. Czyli kroplówka. Przy tej okazji mogliśmy stwierdzić, które rodzinki dobiły szczęśliwie do omalże połowy zimowli, a którym nie udało się przetrwać tej łatwiejszej jej części. Zatem poniżej krótka wyliczanka na bazie schematu zastosowanego w poprzednim wpisie podsumowującym stan rodzin na koniec sezonu. Zaznaczyć należy, że wszystkie rodziny oznaczone (BL) lub (FK) nie otrzymały żadnego leczenia, gdyż uczestniczą w Teście Bonda, a oznaczone (J) nie były sprawdzane, więc nie wchodzą do ogólnej statystyki półmetka śmiertelności.
Legenda:
Bcf = buchwast Bcr = buchwast druga seria Pw = przedwojenne - mieszańce w typie AMM z powiatu koneckiego AMM = Apis Mellifera Mellifera czyli pszczoła środkowoeuropejska Luz = AMM od Dawida Lutza Car = krainka Elg = Elgon (Polbart) Prm = Primorski buchwast (Polbart) Shr = Sahariensis (Polbart) Mrc = Mercówka Szm = Szymonówka PMZ = buchwasty primorskie od Michała Ziółkowskiego P18 = Łukaszowe primorskie Bor = pszczoły od Borówki Sur = córka surwiwalówki od Borówki Fux = fuksuwki Har = harpagan wiosenny i potomkowie F1 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, pierwsze pokolenie F2 = matka z własnego chowu, z danej rodziny, drugie pokolenie (itd.) (BL) = rodzina nieleczona (FK) = rodzina w FortKnox (J) = rodzina Jarka (W) = rodzina wspólna znak " | " oznacza, że rodziny siedzą w jednym ulu, w korpusie dzielonym szczelną przegrodą znak "[X]" oznacza rodzinę, która nie przeżyła od ostatniej notatki (do zastosowania raczej po zimowli)
ROB - Robert
PwF2 SurF1 PwF2 BcfF1(J) BcfF1(J) BcfF1 BcfF1[X] Bcf(J) Bcf(J) Bcf(J) BcfF1(W)[X] PMZ Bcr BorF1 PwF2[X] BcfF1 Bcf[X] Bcr
Szukałem jakiejś prawidłowości dla rodzin, które się wykończyły i szczerze - nie znalazłem. Na razie na ich przeżycie nie ma też wpływu fakt, że rodzina była leczona, czy nie. W końcu większość z tych, co nie przeżyły, miały jakiś tam rodzaj traktamentu.
Na tym toczku padła jedna matka w średnim wieku (jej trzecia zima), wyrojona rodzinka, która po wyrojeniu nie potrafiła się odbudować, wspólna rodzina produkcyjna, która miała mnóstwo plastrów i była dość oszczędnie rabowana z miodu, a do tego bardzo rzadko odwiedzana, wreszcie jedna rodzinka, która testowała małe pudełko mieszkalne. Ono pudełko najwyraźniej nie zdaje egzaminu jako miejsce do zimowania, bo na Orzeszynie druga taka rodzinka również nie przeżyła. Pozostałe pszczoły trzymane w takich małych ulikach jeszcze we wrześniu przesadziłem do większych pojemników i za wyjątkiem jednej mają się na razie dobrze.
LAS - Las
FuxF3(J) HarF1 BcfF1 HarF1 HarF1[X] FuxF2
Rodzinka, która tutaj padła wskazuje raczej na to, że musi być coś na rzeczy z tymi historiami o właściwym (lub niewłaściwym) miejscu. Kiedy mój kolega i pszczelarski mentor Jacek z Polisz Miód opowiadał mi o tym, brałem to trochę za historie o Czarnym Ludzie... Otóż poprzednio stojąca dokładnie w tym samym miejscu inna rodzinka również nie przetrwała. W obu wypadkach przyczyny były inne, ale nie zamierzam kontynuować eksperymentu. Na wiosnę przestawię stojak w inne miejsce.
PIL - Pilawa
BorF1(BL) BcfF1(J) BcfF1(J) BorF1
Tutaj nic ciekawego się nie wydarzyło. Ale że rodzinek mniej niż na lekarstwo, to i prawdopodobieństwo różnorakich zdarzeń wypada znacznie słabiej.
DOB - Dobiesz
HarF1 HarF1 Bcr BcfF1(J) Har BcfF1(J) BcfF1(J) HarF1 BcfF1(J)
Za wyjątkiem nieszczęsnego w skutkach zdarzenia z kradzierzą papy z daszków (najwyraźniej pszczelarstwo zaczyna mi się udzielać, skoro solę błędy ortograficzne), muszę zaliczyć ten toczek do jednego z lepszych miejsc, jakie dotychczas udało nam się zająć. Pszczoły mają tu zwykle dość żarcia i rozwijają się bardzo ładnie. A przeżywalność też w miarę niezła.
ORZ - Orzeszyn
Bcr SurF1 SurF1(BL) BcrF1(BL)[X] Bcr PwF1(BL) PwF1 P18F2|P18F2[X] Bcr BcfF1
Pasieczysko to przez większą część sezonu, tj. w okresie wegetacyjnym, pozostaje w cieniu. Choć przeżywalność na nim nie jest ani istotnie lepsza, ani gorsza niż w innych miejscach, to stopień samozakarmienia jest widocznie gorszy. A pszczoły zwykle są bardziej złośliwe. I dotyczy to także tych podobno arcyłagodnych. Zatem postanowiłem zlikwidować toczek przy najbliższej okazji. Czyli przenieść go w inne miejsce.
POD - Podłęcze
SurF1 SurF1 BcrF1 BcrF1 BcrF1 BorF1|BorF1[X]
Na razie za wcześnie, aby cokolwiek wyrokować o tym miejscu. W końcu ustawiłem tu odkłady, aby zobaczyć ich wiosenny rozwój, a do tego czasu jeszcze parę miesięcy.
DOM
Luz B33 P18F1 Bcr[X] Prm[X] Szm(FK) Szm(BL)[X] Prm Bcr Bcr Elg Bcr P18(FK) PwF1(FK) Bcr Shr Mrc Szm(BL) Bor Sur
Nie zaglądałem jeszcze tutaj pod daszki po sylwestrowej balandze. To może poczekać. Rodziny martwe już się nie wskrzeszą, a żywym i tak nie pomogę. Głównie dlatego, że nie mam zamiaru.
Jeżeli się nie pomyliłem, do Świąt Bożego Narodzenia ubyło mi 11 rodzinek. Z pobieżnego zaglądania sądzę, że padły bezpośrednio lub pośrednio od warrozy, czyli najpopularniejszego schorzenia współczesnych pszczół. Długi ciepły październik i listopad spowodowały intensywne wizyty rodzin silniejszych u słabszych. W ten sposób stwierdziłem, że większość z martwiaków pozostawiła po prostu puste ule. Tylko niektóre osypały się przy okazji kilkudniowych przymrozków, czyli zasłały dennicę. W tym roku z Schadesatisfaktion muszę stwierdzić, że na razie żadna rodzinka nie padła z powodu myszy. Czyli z 59 pieńków pozostało mi na koniec roku zaledwie 48. A przy okazji Nowego Roku padło pewnie kolejnych kilka.
I tak minęliśmy Saturnalia, co do których niektórzy pszczelarze podejrzewają, że stanowią dla pszczół granicę, po której matki znowu zaczynają czerwić. W naszym, miejscowym klimacie nie jest to genialny pomysł: zima dopiero nas czeka. Na razie przychodzą okresowe przymrozki okraszone oszczędnym opadem śniegu, który wkrótce szybko topnieje. Temperatura zwykle utrzymuje się koło stebnikowego optimum: 2-4 stopnie Celsjusza. Czyli teoretycznie pszczołom na razie jest jako tako. Ale, jako się rzekło, zima nas jeszcze czeka. Nie przypadkiem zbliża się miesiąc o nazwie luty. Wówczas umiejętności przetrwania zimowli zostaną wystawione na próbę.
Mam zatem nadzieję, że za parę lat dorobię się pszczół, których strategia przetrwania zimy zostanie dostosowana do specyfiki miejscowego klimatu. Ale zobaczymy. W końcu uczestniczę w pewnego rodzaju eksperymencie. Od wielu bowiem lat pszczelarze już nie wywodzą własnych matek, tylko je kupują u powielaczy, którzy w celach propagandowych nazywają siebie hodowcami. Po zeszłorocznych utarczkach mogę ich zrozumieć: wychów matek podwaja nakłady pracy w pasiece. A jeżeli ktoś pracuje wg tradycyjnego w Polsce reżymu, intensyfikującego produkcję miodu, i tak co najmniej raz w tygodniu musi się po ulach przelecieć. Czyli kolejne prace i wizyty stanowią już poważne obciążenie dla hobbysty. Oczywiście nie wszyscy. W pszczelarstwie trudno podać jakąś prawdę generalną. Im więcej pszczelarzy poznaję, tym więcej widzę poglądów i metod chowu. Doprawdy, to nie jest nudne, na pewno. Zatem poprawmy: z mojego rozeznania wynika, że większość pszczelarzy po prostu kupuje matki nieunasiennione, bo to dużo prostsze niż własnoręczny wychów. Ło, to może być prawdą. Przynajmniej w mojej okolicy.
Okres międzysezonowego wypoczynku stopniowo się kończy. Zamówiłem już deseczki to wyrobu ramek, deski na kolejną porcję korpusów, przyszły ramki Wielkopolskie do zmontowania... Tylko motywacji do pracy ciągle brak. Pogoda nie sprzyja. A tu jeszcze trzeba wosk wytopić. Na dworze ziąb i plucha, nie chce mi się. Muszę się przyzwyczaić, że zimą nadchodzi pszczelarska depresja. Leniwe podejście trochę łagodzi ból. Uczy, że to właśnie unikanie prac przy pszczołach jest właściwym rozumieniem pszczelarstwa. W przeciwieństwie do podejścia pracowitego, w którym nawet zimą należy przynajmniej co tydzień uchylić daszek i sprawdzić, czy ktoś tam jeszcze jest. Zatem intensywnie unikam wszelkiej pracy i zastanawiam się, czym by tu wypełnić te mroczne i wilgotne wieczory. Bo w końcu i tak prace muszą ruszyć. Jestem tego pewien. Na razie z utęsknieniem oczekuję ferii zimowych i naszego dorocznego wyjazdu do mentora, gdzie w ramach zimowych rozrywek będziemy piłować, przetapiać i węzę wyrabiać. Będzie fajnie. Do tego też można się przyzwyczaić.
Komentarze