Jak już szykować się do rozwoju pasieki, to na całego. Nie mam pojęcia, ile rodzin przeżyje zimę, bo z jednej strony Wolne Pszczoły straszą, jakie te pszczoły dziś są nieprzystosowane, z drugiej strony pasiecznicy-produkcyjnicy opowiadają, ile to ton syropu, czy inwertu trzeba wpompować w każdy ul, żeby rodzina przeżyła do marca. Nie licząc podkarmiania w lutym, ma się rozumieć.
Ponieważ w zeszłym sezonie cierpieliśmy na nieustanny brak uli, postanowiliśmy, że w tym nie damy się zaskoczyć. Lepiej niech leży, niż żeby znowu pszczoły poszły na drzewa, bo zabrakło dla nich pudeł. Zamówiliśmy zatem sporo, naprawdę sporo drewna, z którego zamierzamy skręcać ule.
Na pierwszy ogień poszły dennice. Co to jest, pisałem wcześniej. To spód ula. Na ostatni (mój pierwszy, a tak w ogóle nie ostatni, tylko kolejny) zjazd Wolnych Pszczół pojechałem z paroma elementami naszego wyrobu, aby doświadczeńsi fachowcy ocenili i skrytykowali. Głosy rozkładały się zgodnie z przewidywaniami:
- Jeden chwalił, bo lubi, jak ludzie dokoła dobrze się czują.
- Większość uważała, że to bez większego znaczenia, pszczoły mogą zimować nawet w ocynkowanym wiadrze.
- Jeden krytykował, że za ciężkie, za masywne, za dużo roboty z tymi wielkimi dennicami. Ale na koniec doradził, aby dokręcić im takie szyno-nóżki, które stanowić będą dodatkową izolację od gruntu. Jak tknie je zgnilizna, to się je wymieni, a dennica pozostanie zdrowa. A potem znowu skrytykował, że za ciężka, za masywna...
Ale mnie się one podobają. To prawda, wymagają trochę pracy (zadziwiająco dużo), ale w efekcie powstaje solidna podstawa ula. A jak wiadomo wszystkim budowlańcom i chrześcijanom, fundament to podstawa. Podstawa - to podstawa. Zatem nie żałujmy drewna na dennicę, niech będzie porządna.
Dennice w pasiece dzielić się będą na standardowe i nukleusowe. Standardowe mają obsłużyć pełnowymiarowy ul, czy to z ramką Dadanta, czy Zandera, bez różnicy. Mają pewną wysokość, więc ramki wiszą ponad powietrzną pustką. W ostatecznej swojej wersji ta pustka nie służy niczemu. Po prostu jest. Podobno pszczoły to lubią. Niektórzy tego nie lubią, bo podobno tam może powstać dzika zabudowa... A niech sobie powstaje.
Dennice nukleusowe zaś to inspiracja wprost od Kirka Webstera. Dzielą przestrzeń korpusu na pół i pozwalają w jednym usadzić dwie startowe rodzinki, czyli nukleusy. Zwane w Polsce, niepoprawnie, odkładami. Tak to właśnie lata komuny odkładają się w języku... Odkład to porcja pszczół odłożona z innej rodziny, a czasem i z kilku rodzin (tzw. składaniec). Ale w pewnym momencie zaczyna on mieć czerwiącą matkę, a pszczoły zintegrowane we wspólnej pracy. Wtedy to już nie jest odkład. To właśnie jest nukleus, czyli rodzinka zalążkowa. Słowa "nukleus" używano w polskim pszczelarstwie onegdaj, a właściwie nieco wcześniej. Uważam, że przez te lata, kiedy leżało ono w lamusie, coś traciliśmy. Jeszcze nie wiem co, ale się dowiem.
W jeden weekend zbudowaliśmy 33 dennice standardowe, w kolejny drugie tyle dennic nukleusowych. Aby czuć komfort obfitości w przyszłym sezonie, potrzebujemy jeszcze drugie tyle dennic standardowych i, a niech tam, 20 dennic nukleusowych, w tym chciałbym mieć 10 dennic czterodzielnych. Tak dla hecy, żeby zobaczyć, jak działają.
Taka praca, po latach spędzonych za biurkiem, sprawia dużo satysfakcji. Nawet, jeżeli w warsztacie zimno jak w psiarni.
Komentarze