Dnia następnego polecieliśmy oddawać najlepsze ramki pszczołom i dokończyć pierwszy etap prac kończących sezon. W planie było jeszcze podanie leków.
Tu pora na kolejną dygresję:
Otóż prawie 40 lat temu do Polski dotarł roztoczak Varroa Destructor. Jak pisałem wcześniej, jest tak zjadliwy, że całe pasieki czasem padają. Na głośne wołanie pszczelarzy odpowiedziały instytuty naukowe i produkują kolejne generacje leków przeciwko warrozie, jak nazywa się stan chorobowy rodziny wywołany pracą roztocza.
Leki mogą być różne. W Polsce najpopularniejszy jest, jak mogłem się przekonać na zebraniach koła pszczelarskiego, środek o nazwie Apiwarol. Są to tabletki z trocin i saletry, w których podaje się 12,5mg amitrazy - akarycydu zabójczego dla wszelkiego życia. Stosuje się go także przeciwko pchłom na prosiętach (pod nazwą Tactic). Pszczołom podaje się go w ten sposób, że tabletkę przed włożeniem do ula podpala się, a potem zamyka wszelkie otwory w ulu. Pszczoły duszą się toksycznymi oparami - ale większość znaczna ich przeżywa, za to spory odsetek roztoczy zdycha. O ile zapewne 30 lat temu wystarczało spalić jedną taką tabletkę na rodzinę pszczelą, dziś stosuje się wg instrukcji 4 kolejne podania, co 4 dni (metoda 4x4). A wielu pszczelarzy tak naprawdę powtarza procedurę do skutku, to znaczy, do momentu, kiedy na karteczkę położoną na dnie ula przestaną się sypać martwe roztocza.
Rzecz w tym, że akarycyd ten jest lipofilny, czyli łatwo wnika do plastrów, które zbudowane są w większości z tłuszczów. Jego zwolennicy co prawda powtarzają, że po kilku miesiącach amitraza się rozpada, ale przeciwnicy tu dodają, że tak czy owak w plastrach pozostają resztki tego rozpadu. Tak czy owak mój mentor od pszczelarzenia jest jak najgorszego zdania o tej truciźnie. A ja, po lekturach i poszukiwaniach w necie - chyba jeszcze gorszego, o ile to w ogóle możliwe. Jestem przekonany, że nie należy pszczołom podawać tego środka pod żadnym pozorem.
Wiem, wiem, naukowe podejście, sraty-taty. Zwykle skłonny jestem wierzyć naukowcom. Ale życiowe doświadczenie pokazuje, że najlepiej się sprawdzają z materią nieożywioną. Im materia jest bardziej ożywiona, tym ich naukowe opracowania obarczone są coraz większym błędem (rosnącym wprost proporcjonalnie do stopnia ożywienia materii, żeby użyć naukowego, matematycznego języka). Czyli wskazania uczonych w wypadku istot żywych i dość ożywionych należy przyjmować z pewną rezerwą i polegać na własnym rozsądku. Tak myślę.
Są też argumenty spiskowe przeciwko Apiwarolowi: kiedyś na opakowaniu pisano o bodaj 5 tygodniach karencji przed dopuszczeniem do składowania miodu w plastrach, a ostatnio podobno okres ten skrócił się do 5 dni (sic!). Zupełnie, jakby utracono dokładność pomiaru, czy co? Naiwny jestem...
Inne dostępne na rynku "leki" przeciwko warrozie i przy okazji wszelkim innym bożym stworzeniom (wszystkie te substancje podawane są w takich dawkach, aby pszczoły zdołały to przeżyć, ale mniejsze od nich stworzenia już nie), to kwasy organiczne. Ostatnio coraz popularniejsze, jako że słabnie frakcja twierdząca, że śmiertelność rodzin pszczelich nie ma nic wspólnego z zanieczyszczeniem wosku "chemią". A kwasy organiczne nie zanieczyszczają wosku. I są dość skuteczne, jak mi powiadają ich zwolennicy. Dla aplikującego substancję stanowią podobne zagrożenie jak akarycydy, więc i tak trzeba nosić maskę przeciwgazową na wizytę u pszczół, ale co tam.
Mają jednak taką wadę, że mi się nie podobają. Mojemu mentorowi również. Jakoś nie wydaje mi się, aby atmosfera zanieczyszczona oparami kwasu mrówkowego stanowiła właściwe środowisko pszczół. Które się sypią podczas podawania. Zwolennicy mówią, że to odpadają te najsłabsze osobniki. Czasem też pszczela matka... Przynajmniej nie kontaminują wosku...
Zatem co robić?
Najlepiej, jak prawią Wolne Pszczoły, wyhodować sobie pszczoły odporne na warrozę. I nie tylko na warrozę. Po prostu przywrócić odporność tym dzikim stworzeniom. Jak to zrobić? Nie ratować każdej rodziny. Pozwolić pszczołom na selekcję naturalną. Niech geny niezdolne do przeżycia odpadną, a wysiłkiem pszczelarza namnożone geny odporne niech opanują ziemię.
Niestety, to zajmie co najmniej kilka lat. Selekcja - przyspieszona ewolucja - musi jednak trochę potrwać, nawet w przypadku tak ożywionych stworzeń, jak błonkoskrzydłe trzonkówki pszczoły rojne a miodne. Nie ma wątpliwości, że trzeba to zrobić. Ale co robić teraz, kiedy mamy ograniczoną liczbę rodzin, brak pszczelarskich umiejętności i perspektywę zimy - a uparliśmy się, że nie pójdziemy drogą "chemii", ani "kwasów"?
Pozostał jeszcze tymol. Środek dość łagodnie działający, niektórzy uważają, że to pszczelarska homeopatia: poprawia przede wszystkim samopoczucie pszczelarza, że coś jednak zrobił. Zobaczymy na wiosnę.
Dlaczego powyższe napisałem? Ano po to, drogi Czytelniku i być może Kliencie, abyś się zainteresował, choćby pobieżnie, co właściwie zamierzasz kupić. Droga do odcięcia umysłu od powyższych informacje jest zawsze otwarta, to łatwe i każdy potrafi. Ale jeżeli zależy Ci na czystym i zdrowym miodzie, pyłku pszczelim, propolisie, które jesz jak słodycze, a może lekarstwo, suplement diety, czy wspierasz własną odporność - zaczniesz się pytać swoich dostawców miodu, pyłku i propolisu: czym leczycie swoje pszczoły? Skąd je bierzecie?
Koniec dygresji.
Tak czy owak, trzeba było podać ten tymol. Rodziny kupiliśmy w tym sezonie, nie potrafimy ocenić ich zdolności do przeżycia. Musimy im dać choć zimę na nowym terenie.
Następnego dnia po miodobraniu popędziliśmy na pasieczyska, gdzie oddawaliśmy ramki po wirowaniu miodu do rodzin, które ich potrzebowały. Układaliśmy gniazda na zimę - rodzina, która rządziła się na dwóch korpusach, została stłoczona na jednym. Ten nadmiar pszczół wkrótce odejdzie do Krainy Wiecznych Pożytków, a pozostaną pszczoły zimowe, których będzie znacznie mniej.
Postanowiliśmy nie wykonywać tradycyjnej czynności na progu jesieni, tj. nie łączyliśmy słabych rodzin. Największym majątkiem rodziny pszczelej jest matka - królowa. To ona stanowi podstawę pomyślności całego roju, bo jest żywą fabryką nowych pszczół. Rodzina pszczela to pszczoły i matka. Jedno bez drugiego nie może istnieć. Podczas łączenia rodzin (czyli robienia jednej z dwóch) następuje nieuchronne ubicie jednej z matek. A to dlatego, że bardzo rzadko się zdarza, aby matki się nawzajem tolerowały. Nawet jeżeli wytrzymają ze sobą przez zimę, na wiosnę rozwiążą problem w pojedynku, albo zrobią to za nie robotnice, które prędzej czy później dokonają wyboru. A nam na etapie rozwoju pasieki zależy na zebraniu jak największej ilości obserwacji i doświadczeń, w tym wypróbowanie w praktyce dobrych rad udzielanych nam przez starszych stażem pszczelarzy. Zatem nawet, gdy rodzina pszczela obsiadała zaledwie trzy ramki (czyli cztery uliczki) Dadanta, postanowiliśmy ją zachować jako obsługę matki, która w niej mieszkała. Jeżeli taka mała rodzinka przeżyje zimę, da nam dowód swojej wielkiej żywotności i powód, by w przyszłym roku postarać się ją jak najbardziej rozmnożyć.
Brak doświadczenia pszczelarskiego wraz z powyższymi rozważaniami złożył się na decyzję o podaniu tymolu jako zapobiegawczego leku przeciwko warrozie. Po pasieczysku roznosił się zatem zapach tymianku. Jak sprawdziliśmy na wadze, każda rodzina otrzymywała od 8 do 10 gram tymolu. Taka dawka powinna wystarczyć na dwa tygodnie. Później należy podać drugą i pozostawić na sześć tygodni. W tak słabo działającym specyfiku kluczowy jest czas ekspozycji środowiska ulowego na opary.
W tę wrześniową niedzielę było naprawdę ciepło. Jedna z rodzin zareagowała zgodnie z opisami na podany tymol: wyległa przed wylotek i wachlowała skrzydełkami. Pozostałe rodziny zdawały się nie zwracać uwagi. Tylko pszczoły znajdujące się najbliżej kupki tymolu wydawały się nieco poddenerwowane. W gorące popołudnie z pewnością substancja sublimowała szybciej, niż by sobie pszczoły mogły tego życzyć. Na szczęście wkrótce zapadł wieczór i temperatura opadła.
Komentarze