I oto nadszedł ten dzień. Stało się. Postanowione. Robimy miodobranie. Mała, pszczelarska satysfakcja. Po roku pracy i wydaniu całkiem sporych pieniędzy na setki tysięcy żywych istotek. Pod koniec sezonu, chwast, którego przez cały rok nikt nie lubi, dał mnóstwo nektaru i pyłku.
Niestety, miodobranie jest tak absorbujące, że w tym czasie nie robiliśmy zdjęć. Chcieliśmy jak najszybciej poskładać pszczoły do dolnego korpusu i wyselekcjonować po ramce, czy dwóch miodu z ula.
Ostatecznie, jak wynikło z notatek, podebraliśmy miód od połowy rodzin, średnio po pełnej ramce Dadanta.
Wirowanie przeciągnęło się do nocy. Wyszło z tego 6 pełnych wiaderek 10-litrowych pysznego miodu nawłociowego.
Nie mieliśmy lepszego pomysłu, jak wyczyścić z miodu wszystkie utensylia. Płukanie wodą wydawało nam się marnotrawstwem drogocennej substancji. Postanowiliśmy oddać ją pszczołom. Co prawda do naszych pasieczysk było daleko, ale doświedczenia z poprzednich wizyt rabusiów pokazały, że jakieś pszczoły po ten dar zapewne zechcą się kopnąć. I tak się stało. Wkrótce na miodarce, tacach, sitach i odstojnikach kłębiły się setki robotnic zlizujących niespodziewany pożytek.
Co za zabawa!
Komentarze