Mastodon

Sezon wreszcie się rozpoczął



Nie wiem, czy zdołam prowadzić blog przez drugą połowę maja i cały czerwiec. Prac jest tyle, że trzeba czas poświęcić pszczołom, a nie raportowaniu, co się przy nich zrobiło. Dla porządku i dokończenia wątków jednakoż pozwolę sobie zrobić kolejną notatkę.

Od poprzedniego wpisu minęło już dwa tygodnie i wydarzyło się mnóstwo, oj mnóstwo. Najsampierw pojechałem do Pszczelej Woli na praktyki. Mówili, nie warto, mówili, niczego cennego się tam nie nauczysz. Może to i prawda, jeżeli przeliczymy to na ogólne koszty poniesione na dojazd. Ale wizyta towarzysko była udana, a miałem okazję zapoznać się z pracą z pszczołami, które zapomniały, że mają żądła.

Praca przy pszczołach bezżądłowych

W tej zabawie, oprócz wyselekcjonowanej linii Car Hinderhofer, potrzebny jest jeszcze mały trik: pogoda musi być fest, w pobliżu obfite źródło pożytku (na lubelszczyźnie o to nietrudno), a pszczoła lotna winna polecieć do pracy. Wtedy możesz z tymi pszczołami robić, co dusza zapragnie.

Napełniamy klateczki do sprzedaży matek

Pasieka w Pszczelej Woli, oprócz służenia jako poligon dla świeżo upieczonych pszczelarzy, produkuje też matki wyselekcjonowanych linii. W sezonie, w holu pszczelarskiego pawilonu stale koczuje kilku okolicznych pasieczników w oczekiwaniu na kolejną dostawę matek-jednodniówek. Jednym z ćwiczeń, jakie nam zadano, było zatem napełnianie klateczek handlowych pszczołami. Jak widać na załączonym obrazku, robi się to ręcznie. Praca wymaga pewnej wprawy i nie mogę powiedzieć, żeby mi się jakoś szczególnie udawała, tym bardziej, że starałem się jednak unikać zabijania pszczół, które nie chciały się dać złapać.

Tak czy owak, przez cztery dni pobytu na pasiece, nie dostałem ani jednego żądła, choć moje zeszłoroczne pszczoły za takie zachowanie pewnie zjadły by mnie żywcem. Oto, co potrafi współczesna technika hodowlana, wsparta inseminacją i selekcją zarówno w linii żeńskiej, jak i trutowej.

Jeszcze piwo miło bulgotało w trzewiach, kiedy dostałem telefon, że nasze buchwasty się roją. Konkretnie to jedna rodzina miała już zasklepione mateczniki, a w drugiej brat znalazł takie pogryzione, jakby już było po ptakach. To tyle w kwestii pszczół nierojliwych. Może i są takie łagodne, dobrze trzymające się plastrów itp. (mogłem je obejrzeć dokładnie w Pszczelej Woli), ale najwyraźniej, kiedy poczują wolę bożą, nie ma zmiłuj. W niedzielę rano spakowałem dobytek i popędziłem do domu, aby "ratować" pasiekę.

W międzyczasie (przypominam: to ten czas, w którym Polacy wykonują najwięcej czynności bowiem pozostałe czasy mamy już dobrze wypełnione) mi przeszło i do roboty zabrałem się na spokojnie i bez nerwów. Osobisty przegląd rodzin buchwastowych, które zaplanowałem jako dawców czerwiu w tegorocznej pracy nakierowanej na maksymalne powiększenie pasieki, potwierdził obserwacje brata. W jednej rodzinie znalazłem dobrze zamknięte mateczniki. Jeden zniszczony, jeden lekko nadgnieciony ramką, jeden w doskonałym stanie. Zostawiłem, jak było. W tym roku już pewnie nie zdołam zastosować w praktyce zdobytej w Pszczelej umiejętności odzysku mleczka pszczelego, co by się przydało do przekładania larw: badania dowiodły, że odsetka akceptacji przełożonych larw na mleczko jest znacząco wyższa.

Następnego dnia złapałem trochę wolnego, więc zaplanowałem niezaplanowane wcześniej odkłady typu łokełej z pszczół przedwojennych.

Ustawienie uli do odkładów


Odkład typu łokełej nie ma chyba nazwy w nomenklaturze polskiej, która dziedziczy głównie z dorobku sowieckiego, który znowuż, tak, tak, dziedziczy z przemysłowego pszczelarstwa amerykańskiego. Tak czy owak odkład ten w ogóle się nie opłaca, bo w roku założenia nie przyniesie miodu. Na pewno nie przyniesie. Może, powtarzam, może zdoła się wybudować do końca sezonu do siły, która pozwoli mu bezpiecznie przezimować.

Zaczynamy robić łokełeja

Robi się go w taki oto sposób:

  1. Otworzyć macierzak.

  2. Wyjąć ramkę z czerwiem we wszystkich stadiach (jeżeli da się taką znaleźć). Najważniejsza jest obecność jajek i młodych larw.

Czy taka ramka dobra?

  1. Włożyć do ulika odkładowego.

  2. Dołożyć ramkę pokarmową.

  3. Strząsnąć odpowiedni do pory roku i pogody zapas pszczoły do ulika odkładowego.

Odkład z bliska

  1. Zamknąć macierzak.

Ramka i pszczoła w odkładzie

  1. Wywieźć ulik odkładowy na inne pasieczysko.

  2. Pójść sobie (walk away) - stąd nazwa.

Odkłady wywiezione na nowe miejsce

  1. Nie zaglądać co najmniej przez 2 tygodnie.

Można sprawdzić, czy sobie zrobiły mateczniki ratunkowe, ale nie koniecznie - to nie wyczerpuje tematu. W końcu matka musi się jeszcze wygryźć, potem dać unasiennić i wreszcie podjąć czerwienie. Jeżeli skorzystamy z najpopularniejszego podręcznika Babci Ostrowskiej i policzymy dni, wyjdzie nam, że mamy 4 tygodnie z głowy. Leniwy pszczelarz wcześniej do odkładu nie zajrzy.

Oczywiście, może się to nie udać.


Po wywiezieniu odkładów udałem się do Y01 Las, aby od naszej jedynej przeżyłej rodzinki podebrać trochę larw do wychowu matek. Tu przydały się doświadczenia z Pszczelej Woli: zawsze to dobrze poćwiczyć, zanim się człowiek zabierze do takiej roboty. Zamiast porywać całą ramkę, a potem znowu odwozić, po prostu wyciąłem mały prostokącik z wybranego miejsca plastra, owinąłem w mokry ręcznik, a stanowisko do przesadzania larw (którą to czynność nazywam z angielska graftowaniem) urządziliśmy rodzinnie na werandzie.

Halina graftuje

Bezwstydnie użyliśmy małych rączek i ostrego wzroku dziecka, za co z pewnością ktoś nas pozwie za wykorzystywanie nieletnich do pracy.

Halina wciąż graftuje

W rzeczywistości odbyły się małe zawody: połowę komórek zapełniała moja młodsza córka, połowę ja. Zobaczymy, komu się przyjmie jakakolwiek larwa.

Jako łyżeczki do graftowania użyliśmy gawroniego pióra, odpowiednio przyciętego i uformowanego - jak dotąd było to najlepsze narzędzie, jakie zdarzyło mi się ćwiczyć. Kolejna korzyść z wizyty w Pszczelej Woli - nie ja to wymyśliłem, tylko Pani Ania, która nas uczyła tej fascynującej sztuki.

Krzysio mozolnie graftuje

Potem pozostało już tylko pokerowe "sprawdzam", czyli umieszczenie przełożonych larw w starterze, utworzonym dzień wcześniej i przywiezionym do domu. Jeżeli to zadziała, tak będziemy graftować wszystkie następne serie. Plan mam taki, żeby starter odciągnął mateczniki trochę dalej niż tylko pierwszą dobę, co jest niezgodne z dokumentacją techniczną. Zobaczymy, jak to wyjdzie. Jeżeli uda się jakaś liczba larw, to jedną z nich z pewnością oddamy pszczołom trudzącym się wykarmieniem tak wielu mateczników. W ten sposób powstanie kolejna rodzinka.

Wkładanie larw do startera

Muszę powiedzieć, że bycie początkującym i do tego otyłym, nie sprzyja szybkiej pracy pasiecznej. Brak doświadczenia i nieruchawe ciało nie pozwala dobrze przewidzieć, ile czasu zajmie ta dość prosta praca. A zajęła cały boży dzień. Bardzo pracowity i udany dzień pszczelarski.

Druga połowa maja, rozpoczęta praktykami w Pszczelej Woli, a dalej czerwiec, spodziewam się, że będą kluczowe dla powodzenia tegorocznego planu. Nie będziemy mieć dosyć czasu na podrapanie się w tyłek.

Sezon się rozpoczął.

Autor: @Krzysztof Smirnow kategoria:
Tagi : #zapiski, #prace, #matki,

Komentarze