Mastodon

Przedwojenne pszczoły przyjechały



Jedna żywa rodzina to już niezły start w kolejny sezon pasieczny. Ale w zeszłym przekonaliśmy się, że jeżeli nie będziemy mieć dużo pszczół, to tę jedną zamęczymy naszą troską. Po prostu mamy ograniczony zasób miłości, którym możemy się z pszczołami podzielić. Zatem, jeżeli będzie ich więcej, to każda dostanie mniejszą porcję. Co z pewnością wyjdzie większości na dobre. Jak wiadomo, miłość ludzka na pstrym słoniu jada. Albo jakoś tak.

Pusta paka po przewozie pszczół

Wyprawa po pszczoły była dla mnie przeżyciem samym w sobie z kilku powodów. Po pierwsze, jechałem sam, co w życiu w ogóle mi się rzadko zdarzało, a dziś jestem przekonany, że powinno znacznie częściej. Częściej powinienem robić różne rzeczy sam, samiuteńki, bez pomocy, bez wsparcia. To poważna lekcja, bez której nie ma mowy o dojrzałości. Po drugie, aby wyprawa mogła dojść do skutku, trzeba było całą rzeczywistość odpowiednio dopasować. To była już druga sztuka, której nie opanowałem, a musiałem się nią posłużyć w ten rześki weekend połowy marca. Aby zostać samemu, a istoty ode mnie zależne znalazły się pod opieką innych. Po trzecie, kolega pożyczył mi na wyprawę swój dostawczak, którym nigdy przedtem nie jeździłem. To już była trzecia, choć marginalna sztuka - powożenie nowym pojazdem. Po czwarte, popsuła mi się nawigacja, mapy nie miałem, więc musiałem sobie przypomnieć, jak żegluje się wedle słońca i gwiazd. Oraz pytając o drogę tubylców.

Czyli było wesoło, podsumowując. Poza zdjęciem pustą, rozładowaną paką dostawczaka, nie mogę podzielić się żadnymi widoczkami z tej wyprawy. Zajęty byłem pracą, a nie robieniem zdjęć.

Na wyprawę zabrałem cztery specjalnie do tego celu złożone pudła z półkorpusów.

Skrzynki na pszczoły

Składały się z czterech półkorpusów postawionych na dwudzielnej dennicy nukleusowej, z przeciwbieżnymi wylotkami. To skrót dla inżynierów. Czyli cztery uliki powinny wystarczyć, aby zabrać osiem rodzinek odwiniętych ze śpiworów po zimie.

Wnętrze skrzynki na pszczoły

To wszystko było dostosowane do opisanych przez sprzedawcę ramek-samoróbek, którymi od czterdziestu bez mała lat się posługiwał.

Dodatkowo zabrałem cztery uliki jednokorpusowe z ramką Zandera, a to w celu zamówienia u niego jeszcze czterech rójek, do odbioru zapewne w czerwcu. I dobrze się stało, że pojechałem dostawczakiem, i zabrałem te uliki ze sobą. Dzięki temu mogłem zabrać zaplanowane osiem rodzinek.

Przeładunek pszczół z uli do moich skrzynek zabrał nam trzy godziny. W powrotnej drodze było ciemno, więc na pasieczysku znalazłem się dopiero po dziesiątej wieczorem. Cała wyprawa trwała bite dwanaście godzin. Po półtorej godziny na rodzinę. Można wytrzymać.

Skoro jednak znowu staliśmy się właścicielami pasieki nieco większej niż zupełnie mikra, trzeba było wrócić do roboty.

Wieczorne klecenie ramek

Zatem po zachodzie słońca, kiedy dzieci wędrowały do siebie grzecznie życząc rodzicom dobrej nocy, my, nie mieszkając, bo gdzie tu mieszkać, wszędzie korpusy i ramki, przeszkadzaliśmy im w zasypianiu z zapałem bijąc młotkami po tych głupich łebkach gwoździków. Do pierwszego błagalnego krzyków "Dajcie nam wreszcie spać!". W jeden wieczór można, bez pośpiechu i jednym okiem zerkając na jakiś film z jutuba, wyprodukować około 40 sztuk kompletnych, odrutowanych ramek. Czyli od weekendu do weekendu będzie tego już 200. Ponieważ jeden ul Zandera potrzebuje ich 30 sztuk, znakiem tego w ciągu tygodnia możemy zaopatrzyć 6,6666(6) uli. W rzeczywistości prędkość ta jest odrobinę mniejsza, bo wplątują się różne tak zwane okoliczności.

Tak czy owak, w sobotę 25 marca 2017 roku pszczoły zostały rozstawione na tymczasowym pasieczysku. We wtorek 28 pojechaliśmy przesadzić cztery rodzinki na docelowy format Zandera. Dzień był ciepły i nawet słoneczny, a pszczoły najwyraźniej szybko się obleciały i znalazły te stare, piękne wierzby w pobliżu, na co bardzo liczyłem.

Pięknie noszą pyłek z wierzby

Wystarczyły im zaledwie dwa dni, żeby solidnie pokleić ramki ze sobą naprawdę dużą ilością propolisu. Zauważyć należy jednak, że było ich sporo na względnie niewielu ramkach.

Na starych ramkach

Praca polegała na wykonaniu sekwencji czynności:

  • odstawić dotychczasową skrzynię
  • podstawić na jej miejsce nowy ul
  • wyjąć ramki wąsko-wysokie i strzepnąć z nich pszczołę do nowego ula

Eliza pszczelarka (bis)

  • zabrać ramki na stronę i tam wykroić plastry
  • wykrojone plastry załadować do specjalnie przygotowanych ramek

Eliza wykrawa plastry

  • zwrócić nowe ramki rodzinom

Pszczoły zachowywały się po prostu wzorowo. Jeżeli to jest to "ostrzejsze" zachowanie, to w zeszłym sezonie zaliczaliśmy je do "łagodnych". Przez cały czerwiec do pszczół chodziłem w dodatkowych warstwach zbroi, a i tak zaliczałem trafienia. Myślę, że były to nie tylko objawy głodu, ale też choroby, która wykończyła je zimą.

No, zobaczymy, jak będzie w tym roku.

Wytrząsane ramki gubiły mnóstwo świeżego nakropu. Myślę, że mogę pszczołom dać spokój przynajmniej na dwa tygodnie.

Tego pyłku jeszcze w sobotę nie było

Nie dość, że pożytek z wierzby mają zapewniony, pyłku noszą na potęgę, to mają jeszcze trochę zeszłorocznych zapasów.

Możemy się skoncentrować na innych aspektach pszczelarstwa, czyli produkcji kolejnych korpusów, ramek, ustawianiem docelowych pasieczysk i takimi tam, pierdółkami.

Do roboty!

Autor: @Krzysztof Smirnow kategoria:
Tagi : #zapiski, #prace,

Komentarze